OTWARTE SERCA, OTWARTE UMYSŁY, OTWARTE DRZWI
 Takimi pragną być ludzie, których nazwano metodystami
O kazaniu na górze naszego Pana (rozprawa piąta)

Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie. Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych i nauczałby tak łudzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios; a ktokolwiek by czynił i nauczał, ten będzie nazwany wielkim w Królestwie Niebios. Albowiem powiadam wam: Jeśli sprawiedliwość wasza nie będzie obfitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebios. (Mt 5,17-20)

1. Wśród mnóstwa zarzutów, jakie stawiano temu, który wzgardzony i opuszczony był przez ludzi, znajdujemy oczywiście i ten, że głosił On nową naukę, gdyż był zwiastunem nowej religii. Na poparcie tezy o nowej religii można przytoczyć argumenty tym łatwiej, że wiele wyrażeń, którymi posługiwał się Jezus, nie było wśród Żydów używanych, gdyż albo w ogóle tych wyrażeń nie używali, albo owszem używali, ale nie w tym samym znaczeniu, a w każdym razie, znaczeniu nie tak pełnym i głębokim, w jakim posługiwał się nimi Jezus. Dodajmy do tego fakt, że oddawanie Bogu czci w duchu i prawdzie zawsze musi brzmieć jak próba zwiastowania, nowej religii, zwłaszcza w uszach tych co do tej pory znali jedynie religijność zewnętrzna tzn. jedynie pozór pobożności.

2. Wydaje się rzeczą całkiem prawdopodobną, że niektórzy w istocie mogli mieć nadzieję, że starą religię Jezus obali, a wprowadzi nową, od której z radością oczekiwano, że pokaże ludziom łatwiejszą drogę do nieba. W słowach stanowiących podstawę naszego rozważania Pan jako próżne rozwiewa nadzieje na obalenie starej religii i wprowadzenie nowej, a oczekiwania łatwej drogi do nieba odrzuca jako bezpodstawne oszczerstwo.

Rozważmy więc słowa naszego Pana w tej samej kolejności, w jakiej zostały przytoczone, traktując każde z jego czterech pełnych zdań jako temat oddzielnej części naszej rozprawy.

I. 1. Najpierw więc rozważmy zdanie pierwsze: Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić.

Jeśli chodzi o obowiązujące w Izraelu rytualne czy obrzędowe Prawo Mojżeszowe, zawierające wszelkie zakazy i nakazy odnoszące się do tradycyjnych ofiar i służby świątynnej, to nasz Pan niewątpliwie przyszedł je usunąć, rozwiązać i całkowicie unieważnić. Dowodzi tego świadectwo Apostołów i to nie tylko Barnaby czy Pawła, którzy z całą mocą przeciwstawiali się tym, co nauczali, że chrześcijanie powinni przestrzegać Prawa Mojżeszowego, nie tylko św. Piotra, który wszelkie naciski, aby przestrzegać prawa rytualnego określił mianem stawiania Bogu wyzwania i wkładaniem na kark uczniów jarzma, którego ani ojcowie ich, ani oni sami nie mogli unieść - ale dowodzi również świadectwo wszystkich Apostołów, starszych i braci, którzy jednomyślnie oświadczyli, że nakładanie im ciężaru tego prawa było ze wszech miar niepokojące, oraz że Duch Święty i oni postanowili nie nakładać na nich żadnych takich ciężarów. To pisane prawo bowiem nasz Pan wymazał i usunął, przybiwszy je do krzyża.

2. Ale Pan nasz bynajmniej nie usunął zawartego w Dekalogu prawa moralnego, którego przestrzegania z takim naciskiem domagali się wszyscy prorocy. Celem jego przyjścia nie było unieważnienie jakiejkolwiek jego części, Jest to bowiem prawo, które nigdy nie może zostać usunięte, gdyż ustanowione jest na wieki jak wierny świadek na niebie. Prawo moralne odwołuje się do całkowicie odmiennego uzasadnienia niż prawo rytualne czy obrzędowe, które ustanowione zostało tymczasowo, aby powściągnąć pełen pychy i nieposłuszny lud. Prawo moralne bowiem istnieje od początku świata, i każdorazowo zapisane jest nie na tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc wszystkich synów ludzkich z chwilą, kiedy tylko Stwórca powoła ich do życia. I mimo, że litery prawa moralnego zapisane palcem Bożym, są obecnie w wielkim stopniu zamazane przez grzech, to jednak nie mogą zostać całkowicie wymazane, jak długo nieobca nam jest świadomość dobra i zła. Każda część tego prawa musi zostać utrzymana w mocy w stosunku do całej ludzkości, we wszystkich epokach historycznych, ponieważ nie zależy ono ani od czasu ani miejsca, ani też jakichkolwiek zmiennych okoliczności, ale od natury Boga, natury człowieka oraz ich niezmiennych wzajemnych relacji.

3. Nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. – Niektórym wydaje się, że przez wypełnienie Pan nasz rozumie swoje całkowite i doskonałe posłuszeństwo wobec zakonu. Bez wątpienia w tym właśnie sensie Pan nasz rzeczywiście wypełnił zakon w całości. Nie wydaje się jednak, żeby w tej partii wystąpienia Panu naszemu naprawdę o to chodziło, gdyż wychodziłoby to poza zakres tematyki Kazania. Wydaje się więc, że niewątpliwie tym, co ma nasz Pan w tym miejscu na myśli (a co pozostaje w zgodzie zarówno ze słowami poprzedzającymi jak i następującymi po słowach w tej chwili przez nas rozważanych), jest przekonanie, że przyszedł ustanowić zakon w całej pełni, pomimo wszelkich wątpliwości, jakie ludzie żywili na ten temat. Ma więc na myśli to. że przyszedł zakon wyjaśnić i nie pozostawić cienia wątpliwości, co do jego właściwego znaczenia, że przyszedł zwiastować prawdę zakonu i całą jego istotę, w całej rozciągłości ukazać każde przykazanie, ukazać wzniosłość i głębię, niepojętą czystość i duchowość całego zakonu.

4. Cel, jaki Pan nasz postawił sobie w Kazaniu, został całkowicie spełniony, co w sposób wymowny pokazują zarówno części Kazania poprzedzające jak i następujące po słowach, które są przedmiotem naszego obecnego rozważania. Pan nasz nie wprowadza żadnej nowej religii, ale zwiastuje tę, która była i jest niezmienna od początku świata, religię, której istota jest bez wątpienia „stara jak świat”, gdyż sięga wstecz do samych początków człowieka na ziemi, kiedy za sprawą Boga stal się człowiek istotą żywą. (Mówię w tym miejscu o „istocie religii", gdyż niektóre jej aspekty odnoszą się do człowieka jako stworzenia upadłego). Jest to religia, której nieprzerwane świadectwo kolejnych pokoleń znajduje swój wyraz w zakonie i pismach proroków. Nigdy przedtem jednak nie została ona w całości tak dobrze wyjaśniona, aż sam Ten, który dał jej początek zstąpił na ziemię, aby dać ludzkości prawdziwy komentarz na temat wszystkich jej elementów składowych; jednocześnie Pan nasz oznajmił, że nigdy nie powinna ona zostać zmieniona, ale pozostać w mocy aż do końca świata.

II. 1. Bo zaprawdę powiadam wam - słowa utrzymane w stylu podniosłym, co wskazuje zarówno na wagę jak i prawdziwość wypowiadanych słów - dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie.

Jedna jota, a ściślej, ani jedna jota, tzn. ani najmniej nawet znacząca samogłoska, ani jedna kreska, co w języku oryginału brzmi: mia keraia, a znaczy kąt, róg czy też po prostu punkt znaku spółgłoski. Jest to wyrażenie przysłowiowe, które znaczy, że ani jedno przykazanie stanowiące element prawa moralnego, ani najmniejsza nawet jego część, choćby wydawała się, nie wiem jak, nieznacząca, nigdy nie powinna zostać unieważniona.

Nie przeminie z zakonu - w oryginale greckim: ou me parelthe apo tou nomou. Podwójna negacja ou me wzmacnia znaczenie, które nie dopuszcza żadnej sprzeczności. Warto również zauważyć, że słowo parelthe, które znaczy przeminie, nie jest zwykłą formą czasu przyszłego, która oznajmia, co będzie, ale ma również sens formy imperatywnej, nakazującej to, co ma być. Jest to więc forma, która oznacza twierdzenie autorytatywne, wyrażające niezależną wolę i moc mówcy, którego słowo jest prawem nieba i ziemi, trwającym na wieki.

Ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu - po czym bezpośrednio padają słowa: aż wszystko to (albo inaczej, wszystkie te rzeczy) się stanie, czyli, aż wszystko się spełni. Nie ma tu więc miejsca na interpretację, która sugerowałaby dość pożałowania godne uproszczenie, jakie niejednemu szczególnie przypadło do gustu, że mianowicie żaden element zakonu nie ma przeminąć, aż cały zakon zostanie spełniony, a zgodnie z tym właśnie rozumowaniem, skoro został on spełniony przez Chrystusa, musi więc teraz przeminąć, aby ustąpić miejsca Ewangelii. Słowo „wszystko" bowiem nie oznacza „całego zakonu", ale oznacza wszystkie rzeczy we wszechświecie; podobnie też, słowo „stanie się" nie odnosi się do zakonu, ale do wszystkich rzeczy na niebie i na ziemi.

2. Z tego, co właśnie powiedzieliśmy, wynika wniosek, że nie ma sprzeczności pomiędzy zakonem i Ewangelią; dlatego też dla ustanowienia Ewangelii unieważnienie zakonu nic jest konieczne. Tak więc ani zakon nie zajmuje miejsca Ewangelii, ani Ewangelia nie zastępuje zakonu, przeciwnie, tak Ewangelia jak i zakon pozostają ze sobą w doskonałej harmonii. W zależności od punktu widzenia te same słowa przecież są zarówno częścią zakonu jak i Ewangelii. Jeśli bowiem spojrzeć na nie jako na przykazania, są częścią zakonu, jeśli zaś spojrzeć na nie jako na obietnice, są częścią Ewangelii. Dlatego słowa: Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, kiedy traktujemy je jako przykazania, stanowią część zakonu, kiedy zaś traktujemy je jako obietnicę, są zasadniczą częścią Ewangelii, albowiem Ewangelia nie jest niczym innym niż nakazami zakonu sformułowanymi w postaci obietnic. W konsekwencji, ubóstwo ducha, czystość serca oraz wszystkie pozostałe nakazy i zakazy sankcjonowane przez święte Prawo Boże – w świetle Ewangelii – są niczym innym jak owe drogie i największe obietnice.

3. Dlatego pomiędzy zakonem i Ewangelią istnieje tak ścisły związek, jak tylko to można sobie wyobrazić. Z jednej strony, zakon stale wskazuje nam Ewangelię i nas do niej prowadzi; z drugiej zaś, Ewangelia nieprzerwanie prowadzi nas do coraz wierniejszego wypełniania zakonu. Zakon, na przykład, wymaga, abyśmy miłowali Boga i bliźniego, abyśmy byli cisi, pokorni oraz święci. Przekonujemy się, że nie jesteśmy w stanie sprostać takim wymaganiom, gdyż u ludzi to rzecz niemożliwa. Dostrzegamy jednak, że to obietnica Boża udziela nam tej miłości, że czyni nas pokornymi, cichymi i świętymi. Zwracamy się więc do Ewangelii, do jej radosnej nowiny; to, co staje się naszym udziałem, dzieje się stosownie do naszej wiary, aby słuszne żądania zakonu wykonały się na nas, przez wiarę, która jest w Jezusie Chrystusie. Należy również zauważyć, że każde przykazanie zawarte w Piśmie Świętym jest skrytą obietnicą. Albowiem przez swoje doniosłe zwiastowanie zawarte w słowach Listu do Hebrajczyków - Takie zaś jest przymierze, jakie zawrę z nimi po upływie owych dni, mówi Pan: Prawa moje włożę w ich serca i na umysłach ich wypiszę je - Bóg poświadcza, że udziela wszystkiego, co nakazuje. Nakazuje więc, abyśmy bez przestanku się modlili, zawsze się radowali, oraz byli święci tak jak on święty jest. Czy trzeba więcej? A to wszystko właśnie Pan w nas sprawi. Stanie się według słowa Jego.

4. Jeśli jednak rzeczy tak właśnie się mają, nie podobna mieć jakichkolwiek wątpliwości, co należy myśleć o tych, którzy od początku historii Kościoła, niektóre nakazy i zakazy Boże próbowali zmieniać czy też zastępować przez, jak twierdzili, szczególne przewodnictwo Ducha Bożego. Chrystus bowiem daje nam niezawodne kryterium oceny wszelkich uroszczeń do szczególnego przewodnictwa Ducha Bożego. Chrześcijaństwo, które zawiera całe prawo moralne Boga, tak w postaci nakazów, zakazów jak i obietnic, jeśli tylko Boga należycie słuchamy, jest ustanowione przez Niego jako ostateczny wyraz jego religijnego zwiastowania. Po nim żadne inne już nie nastąpi. Trwać ono będzie aż do ostatecznego spełnienia wszechrzeczy. W konsekwencji, wszelkie nowe objawienia są dziełem szatana, nie Boga. Wszelkie więc roszczenia do nowych, rzekomo doskonalszych zwiastowań są, oczywiście, całkowicie bezpodstawne. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą.

III. l. Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych i nauczałby tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios; a ktokolwiek by czynił i nauczał, ten będzie nazwany wielkim w Królestwie Niebios.

Kim są, co sobą reprezentują ci, którzy ganią „nauczanie zakonu"? Czy nie dostrzegają, kto jest ostatecznym adresatem ich nagany? Ktokolwiek na tej podstawie ma nas w pogardzie, ma w pogardzie również tego, który nas posłał. Czy kiedykolwiek był ktoś, kto nauczał zakon tak jak on? Czy nauczał zakon jak ten, który nie przyszedł, aby sądzić świat, ale aby świat był przez niego zbawiony^ Czy nauczał zakon jak ten, który przyszedł po to, aby żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywieść przez Ewangelię? Czy ktoś może nauczać zakon z jeszcze większa, mocą i precyzją niż czyni to Chrystus w przytoczonych właśnie słowach Kazania na Górze? Czy jest ktoś, kto ośmieli sieje poprawić? Kto ośmieli się pouczać Syna Bożego, jak ma nauczać? Kto pouczy Go jak lepiej zwiastować nowinę, którą otrzymał od Ojca?

2. Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych, albo też jedno z najmniejszych spośród tych przykazań. - Zwróćmy uwagę, że przez określenie „te przykazania" Pan nasz rozumie „zakon" albo „zakon i pisma proroków", co sprowadza się do tego samego, gdyż prorocy niczego nowego do zakonu nie dodali, ale jedynie głosili, wyjaśniali oraz wprowadzali go w życie, ponieważ byli pod natchnieniem Ducha Świętego.

Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych, zwłaszcza gdyby uczynione to zostało z rozmysłem i pod wpływem pychy. Jedno z tych przykazań - albowiem jak powiedziane jest w Liście św. Jakuba:
Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego. Gniew Boży spoczywa na nim tak jak gdyby złamane były wszystkie przykazania zakonu. Tak więc nie ma żadnego pobłażania, żadnej „taryfy ulgowej", żadnej wymówki dla choćby jednego grzechu pożądliwości, mimo że powstrzymywalibyśmy się od popełniania wszystkich pozostałych. Bóg żąda od nas całkowitego posłuszeństwa; dlatego powinniśmy przestrzegać wszystkich Jego przykazań; jeśli tak się nie dzieje, daremne są nasze wysiłki aby przestrzegać tylko niektórych a nędzne dusze nasze czeka wieczna zguba.

Jedno z tych przykazań najmniejszych, albo też jedno z najmniejszych spośród tych przykazań. - Jeszcze jedna wymówka zostaje odrzucona, wymówka, której używają ci, co nie są w stanie oszukać Boga, a tylko swoje własne dusze prowadzą do zguby. Powie grzesznik: „Czy grzech ten nie jest błahy? Czy Pan, mimo tego grzechu, nie oszczędzi mnie? Zapewne nie okaże się Pan aż tak surowy, żeby na tak nic nie znaczący grzech zwrócić uwagę, zwłaszcza że nie uchybiam w niczym, co dotyczy spraw zakonu prawdziwie doniosłych". Próżne nadzieje! Tylko z ludzkiego punktu widzenia możemy mówić o jednych przykazaniach jako ważniejszych, a o innych jako mniej ważnych. Naprawdę rzeczy mają się inaczej. Właściwie nie ma niczego takiego jak drobny grzech, gdyż każdy grzech stanowi przekroczenie świętego doskonałego zakonu, a tym samym obrazę całego majestatu Niebios.

3. I nauczałby tak ludzi - W pewnym sensie można powiedzieć, że ktokolwiek otwarcie łamie którekolwiek z przykazań, tym samym nakłania innych, aby czynili to samo, gdyż przykład działa daleko bardziej sugestywnie niż słowa. W tym też sensie każdy pijak uczy innych pijaństwa, każdy, kto łamie przykazanie: „Pamiętaj na dzień odpocznienia, abyś go święcił” - uczy swoich bliźnich, że nieprzestrzeganie tego właśnie przykazania jest rzeczą całkowicie dopuszczalną. Ale nie dość na tym; ten, kto zwyczajowo łamie zakon, rzadko kiedy jedynie na tym poprzestaje. Zazwyczaj bowiem tak słowem jak i przykładem uczy innych ludzi iść w swoje ślady, zwłaszcza kiedy ogarnia go pycha, przez co staje się zupełnie niepodatny na jakąkolwiek perswazję. Grzesznik taki wkrótce „osiąga" status obrońcy grzechu. Konsekwentnie bowiem staje w obronie tego wszystkiego, z czym z uporem odmawia zerwać. Wynajduje usprawiedliwienie każdego grzechu, którego nie chce porzucić, przez co bezpośrednio wzywa innych, aby poszli w jego ślady.

Najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios - tzn. odsunięty zostanie od udziału w nim. Nie należy do Królestwa Bożego na ziemi, nic ma udziału w jego dziedzictwie, ani też nie ma udziału w sprawiedliwości, pokoju i radością w Duchu Świętym; w rezultacie chwalą, która ma się nam objawić, nie ma do niego przystępu.

4. Jeśli jednak ci, którzy w ten właśnie sposób łamią jedno z najmniejszych spośród przykazań zakonu i uczą innych to samo czynić, najmniejszymi będą nazwani w Królestwie Niebios, tzn. nie będą mieli udziału w Królestwie Boga i Chrystusa; jeśli nawet ci będą wyrzuceni do ciemności na zewnątrz, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów, jaki, w takim razie, los czeka tych, do których w pierwszym rzędzie skierowane są słowa naszego Pana? Jaki los czeka tych, którzy, robiąc wrażenie nauczycieli posłanych przez Boga, sami łamią Jego przykazania i otwarcie wzywają innych, aby czynili to samo, dając tym samym świadectwo swojego zepsucia tak w życiu jak i nauce, którą głoszą?

5. Ludzi takiego właśnie pokroju jest co najmniej kilka rodzajów. Pierwszy rodzaj - to ci, co żyją z pełną świadomością zwyczajowo popełnianego grzechu. Jeśli przeciętny grzesznik, kierując się ich przykładem, naucza innych, to o ileż zgubniejszy jest grzeszny duchowny, nawet jeśli nie próbuje bronić swoich grzechów, szukać dla nich wymówki, czy też okoliczności łagodzących! Gdyby jednak to czynił, okazałby się doprawdy arcymordercą swojego zboru! Taki doprawdy znajduje się w rękach śmierci. Taki w istocie jest narzędziem w rękach księcia ciemności. Kiedy stąd odejdzie, kraina umarłych zadrży w dole, by wyjść mu na spotkanie. Nie może też zapaść się w otchłań piekła inaczej niż pociągając za sobą niezliczone rzesze innych.

6. Drugim rodzajem ludzi takiego właśnie pokroju są ludzie właściwie dobroduszni, którzy prowadzą życie lekkie i nieszkodliwe, nie oddając się ani grzechowi zewnętrznemu ani wewnętrznej świętości, którzy w żaden sposób nie odznaczają się niczym szczególnym, którzy ani nie są pobożni ani bezbożni, którzy tak w życiu prywatnym jak i publicznym są po prostu „chodzącą przeciętnością", nie próbując się w jakikolwiek sposób wyróżniać na tle swoich sąsiadów. Duchowny, który odznacza się tego rodzaju charakterem, łamie nie tylko jedno, czy kilka najmniejszych spośród przykazań zakonu Bożego, ale w całej rozciągłości i doniosłości łamie wszystkie te elementy zakonu, które ukazują moc pobożności oraz inne, które nakładają na nas powinność życia w bojaźni przez czas pielgrzymowania naszego, sprawowania zbawienia naszego z bojaźnią i ze drżeniem, przepasania bioder i zapalenia świec, starania się za wszelką cenę, aby wejść przez wąską bramę. Naucza zaś ów duchowny innych tak przez styl swojego życia, jak i wymowę swego kaznodziejstwa, które zgodnie mają na celu wprawienie w błogostan tych, którzy żyją iluzjami, gdyż wyobrażają sobie, że są chrześcijanami a nie są, które zgodnie mają na celu przekonanie słuchaczy do trwania we śnie i bezczynności. Czy może więc dziwić, jeśli zarówno on jak i ci, którzy go naśladują, obudzą się razem w wiecznych płomieniach!

7. Ale obok tych dwóch rodzajów ludzi, do największych wrogów Ewangelii Chrystusa należą ci, którzy jawnie i niedwuznacznie obmawiają i osądzają zakon, którzy ludzi uczą łamać (albo raczej lusai, co oznacza, rozwiązywać, rozluźniać, unieważniać) za jednym zamachem nic tylko jedno przykazanie, niezależnie, czy najmniejsze czy największe, ale wszystkie z nich, którzy bezceremonialnie i bezwstydnie uczą: „Co Pan nasz uczynił z zakonem? Zniósł go. Jest tylko jeden obowiązek, mianowicie obowiązek wiary. Wszystkie przykazania są przestarzałe. Żaden przepis zakonu nic nakłada na nas obowiązku zrobienia jednego kroku do przodu, rozdania grosika, zjedzenia czy nie zjedzenia jednego kęsa". Głosić taką naukę to rzeczywiście postępować z ręką podniesioną, to przeciwstawiać się naszemu Panu twarzą w twarz, to twierdzić, że nie wiedział on, w jaki sposób zwiastować nowinę, z którą został do nas posłany. Panie, nie policz im grzechu tego. Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią.

8. Najbardziej może zdumiewającą okolicznością, która towarzyszy tej wielkiej iluzji, którą właśnie opisaliśmy, jest to, że ci, co są jej całkowicie oddani, rzeczywiście wierzą, iż obalając zakon, oddają cześć Chrystusowi oraz podkreślają wagę jego zwiastowania, choć w rzeczywistości unicestwiąją jego nauczanie! W rzeczy samej oddają naszemu Panu cześć tak jak uczynił to Judasz, kiedy powiedział: Bądź pozdrowiony, Mistrzu! I pocałował go. Pan nasz może słusznie odpowiedzieć: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego? Ci, co usta pełne maj ą zwiastowania na temat krwi Chrystusowej, a odbierają Mu koronę, nie czynią nic innego niż zdradzają Pana pocałunkiem Judaszowym i niweczą Jego zakon pod pretekstem zwiastowania Ewangelii. Nie może uniknąć tych zarzutów" nikt, kto zwiastuje wiarę w taki sposób, że bezpośrednio bądź pośrednio usiłuje pomniejszyć aspekt posłuszeństwa, kto zwiastuje Chrystusa, aby unieważnić albo też w jakikolwiek sposób osłabić znaczenie najmniejszego spośród przykazań Bożych.

9. Niepodobna doprawdy przecenić wiary wybranych Bożych. Łaską zbawieni jesteście przez wiarę: ... nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Do każdego skruszonego grzesznika donośnie wołajmy: Uwierz w Pana Jezusa a będziesz zbawiony. Jednocześnie jednak nikomu nie powinniśmy pozostawić cienia wątpliwości, że nie wiara jako taka jest tym, co w szczególny sposób pielęgnujemy, lecz wiara, która jest czynna w miłości, oraz że nie jesteśmy zbawieni przez wiarę, jeśli nie jesteśmy ocaleni zarówno od winy za grzechy jak również od ich mocy. Kiedy więc mówimy: Uwierz, a będziesz zbawiony - nie jest to równoznaczne z wezwaniem: „Uwierz, a z pominięciem świętości przejdziesz od grzechu prosto do nieba, ponieważ wiara zastępuje świętość". Właściwą treścią tego wezwania jest.„Uwierz, a będziesz święty; uwierz w Pana Jezusa, a dane będą ci pokój i moc. Przez tego, w którego wierzysz, będzie ci dana moc, aby podeptać grzech, moc, aby miłować Pana Boga swego z całego serca swego, oraz aby służyć mu z całej siły swojej. Przez trwanie w dobrym uczynku, dana ci będzie moc, aby dążyć do chwaty, czci i nieśmiertelności. Będziesz czynił i nauczał wszelkich przykazań Bożych, poczynając od najmniejszych a na największych kończąc. Będziesz nauczał tak życiem swoim jak i słowami, dzięki czemu będziesz nazwany wielkim w Królestwie Niebios ".

IV. l. Jakiejkolwiek innej drogi do Królestwa Niebieskiego, do chwaty, czci i nieśmiertelności nie uczylibyśmy, niezależnie, czy nazwiemy ją drogą wiary czy w jakikolwiek inny sposób - z pewnością będzie to droga, która wiedzie na zatracenie. W ostateczności bowiem nie przyniesie ona człowiekowi pokoju, gdyż, jak nasz Pan powiada, zaprawdę jeśli sprawiedliwość wasza nie będzie obwitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebios.

Uczeni w Piśmie, tak często w Nowym Testamencie wzmiankowani jako jedni z najzagorzalszych przeciwników naszego Pana, bynajmniej nie byli kimś w rodzaju sekretarzy czy ludzi zajmujących się wyłącznie pisaniem, jak samo to określenie mogłoby nam sugerować. Nie byli też oni prawnikami w naszym rozumieniu tego słowa (po grecku słusznie byłoby nazwać prawników słowem nomikoi, które w oryginale greckim jednak w tym miejscu nie występuje). Zajęcie uczonego w Piśmie nie miało jednak nic wspólnego z zawodem współczesnego prawnika, gdyż dotyczyło praw Bożych, nie ludzkich. Polegało ono na czytaniu i wyjaśnianiu zwłaszcza w synagogach zakonu oraz pism proroków. Uczeni w Piśmie byli więc zwyczajnymi i powszechnie wśród Żydów uznanymi kaznodziejami. Gdybyśmy więc mieli właściwie oddać sens określenia uczeni w Piśmie, nazwalibyśmy ich po prostu teologami, albowiem byli to ludzie, którzy zajmowali się publicznym nauczaniem spraw dotyczących Boga i jako tacy byli uczonymi, cieszącymi się szczególnym poważaniem w narodzie żydowskim, gdyż byli znawcami Pisma, co właśnie sama nazwa uczony w Piśmie wprost sugeruje.

2. Faryzeusze byli grupą, której tradycja sięgała daleko w przeszłość; nazwa ich po hebrajsku oznacza „rozłączać", „dzielić". Nie dlatego że w jakikolwiek formalny sposób odłączyli się czy oddzielili od narodowej instytucji Świątyni, ale dlatego że wyróżniali się spośród innych większą surowością trybu życia oraz szczególną precyzją formułowania myśli. Z żarliwością i w najdrobniejszych szczegółach przestrzegali zakonu dając dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku. Z tego też powodu cieszyli się szacunkiem wśród wszystkich ludzi oraz powszechnie uważani byli za odznaczających się szczególną świętością.

Wielu uczonych w Piśmie było faryzeuszami. Sam Apostoł Paweł kształcił i się na uczonego w Piśmie, najpierw na uczelni w Tarsie, a potem w Jerozolimie u stóp Gamaliela, który wśród narodu żydowskiego uchodził za jednego z najbardziej uczonych w Piśmie oraz za niekwestionowany autorytet w sprawach zakonu. To św. Paweł powiedział o sobie przed Radą Najwyższą: Jestem faryzeuszem, synem faryzeuszów, a przed królem Agryppą: Żyłem według naszego najsurowszego stronnictwa religijnego, jako faryzeusz. Wszyscy uczeni w Piśmie byli powszechnie poważani i postępowali według nauk faryzeuszów. Dlatego też nasz Pan tak często wymienia ich razem, traktując ich właściwie jako jedną i tę samą grupę. W przytoczonych przez nas słowach Kazania uczeni w Piśmie i faryzeusze są wymienieni razem jako najznakomitsi nauczyciele religii: ci pierwsi uważani byli za najmądrzejszych, ci ostatni za najświętszych z ludzi.

3. Określić to, czym sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów naprawdę jest, wcale nie jest rzeczą trudną. Nasz Pan przytoczył autentyczną charakterystykę jednego z faryzeuszy przedstawioną przez niego samego. Z pełnym przekonaniem mówi on o sobie jako pod każdym względem sprawiedliwym. Wszedł do świątyni, aby się modlić, ale tak bardzo ogarnął go zachwyt nad zaletami swego charakteru, że zapomniał, po co do świątyni przyszedł. Warto i bowiem zwrócić uwagę, że to, co mówi, wcale nie jest modlitwą, gdyż mówi tylko do Boga, jaki to mądry i dobry jest on, faryzeusz. Boże, dziękują ci, że nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku. Tak więc na sprawiedliwość jego składały się trzy czynniki: po pierwsze, powiedział, że nie jest jak inni ludzie - nie jest rabusiem, oszustem, cudzołożnikiem ani jak ten oto celnik; po drugie, powiedział, że pości dwa razy w tygodniu; po trzecie, że daje dziesięcinę z całego swego dorobku.

Nie jestem jak inni ludzie - wypowiedzenie takich słów to niemałe uroszczenie. Nie każdego na nie stać. To tak jak gdyby powiedzieć: „Nie daję się ponieść powszechnym zwyczajom; nie żyję według zwyczaju, ale według rozumu; nie kieruję się przykładem innych, ale słowem Bożym". Nie jestem rabusiem, oszustem czy cudzołożnikiem - chociaż są to grzechy dość powszechne i to nawet wśród tych, których nazywa się ludem Bożym. W szczególności rabunek w postaci zdzierstwa żerującego na cudzej nieświadomości czy bezradności - rodzaj niesprawiedliwości nie karany przez żadne ludzkie prawo - stał się prawdziwą plagą w każdym, najmniejszym choćby, zakątku naszego kraju. Ani też nie jestem jak ten celnik - tzn. nie jestem winny żadnego grzechu jawnie zuchwałego; wolny jestem bowiem od grzechów zewnętrznych, doprawdy, jestem dobrym, uczciwym człowiekiem, wiodącym życie - tak w słowach jak i czynach - nieskazitelne.

4. Poszczę dwa razy w tygodniu - słowa te znaczą więcej niż mogłoby się nam z początku wydawać. Wszyscy gorliwsi faryzeusze przestrzegali cotygodniowych postów w poniedziałki i czwartki. Post poniedziałkowy poświęcony był pamięci otrzymania przez Mojżesza dwóch kamiennych tablic zapisanych ręką Boga, co według tradycji żydowskiej miało nastąpić właśnie w poniedziałek. Z kolei post czwartkowy poświęcony był pamięci rzucenia owymi tablicami o ziemię przez Mojżesza, kiedy tylko ujrzał on lud tańczący wokół złotego cielca. W obydwa te postne dni powstrzymywano się od spożywania jakiegokolwiek pokarmu aż do trzeciej godziny po południu, o której to właśnie godzinie zaczynała się ceremonia składania wieczornej ofiary w świątyni. Aż do tej godziny zgodnie ze zwyczajem pozostawano w świątyni, w niektórych z jej narożników, pomieszczeniach czy też dziedzińcach, tak, żeby móc wziąć udział w ceremonii składania ofiar oraz publicznych modłach. Zgodnie z uświęconym tradycją zwyczajem czas oczekiwania na te ofiary i modły wypełniano modlitwami osobistymi, czytaniem zakonu i pism proroków oraz medytacją. Oto więc właściwy sens słów: poszczę dwa razy w tygodniu, co stanowi drugi z kolei element sprawiedliwości faryzeusza wymieniony przez naszego Pana.

5. Daję dziesięcinę z całego mojego dorobku. Faryzeusze czynili to z największą skrupulatnością. Nie zaniedbywali składania dziesięciny nawet z mięty, kopru i kminku. Nieznośna była dla nich myśl, żeby przywłaszczać sobie najmniejszą choćby część tego, co uważali za słusznie należne Bogu; przeciwnie, rokrocznie oddawali dokładnie jedną dziesiątą swojej własności oraz zysku, jakikolwiek by on nie był. Co gorliwsi faryzeusze, jak twierdzą znawcy tradycji żydowskiej, nie poprzestając na dawaniu Bogu za pośrednictwem kapłanów i Lewitów jednej dziesięciny, przy każdej nadarzającej się okazji drugą w postaci jałmużny składali Bogu na ręce biednych. Ta sama skrupulatność, co przy dawaniu Bogu na ręce kapłanów i Lewitów dziesięciny, towarzyszyła im przy dawaniu jałmużny, aby, broń Boże, nie przywłaszczyć sobie najmniejszej choćby części, która słusznie, ich zdaniem, Bogu się należała. W sumie więc rokrocznie oddawali całą jedną piątą tego, co posiadali.

6. Na tym właśnie polegała sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Była to sprawiedliwość, która pod wieloma względami wychodziła daleko poza koncepcję sprawiedliwości, jaka była codzienną praktyką wielu ludzi. Mógłby ktoś jednak powiedzieć, że była sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszy sprawiedliwością pozorną i z gruntu fałszywą, ponieważ wszyscy uczeni w Piśmie i faryzeusze byli pełni hipokryzji. Zapewne niektórzy z nich byli; im z pewnością obca była wszelka prawdziwa religijność, im z pewnością brak było autentycznej bojaźni Bożej czy też pragnienia, by Bóg znalazł w nich upodobanie; nie obchodziła ich też zapewne chwała, która pochodzi jedynie od Boga, a tylko ta, która pochodzi od ludzi. Właśnie tych Pan nasz tak często surowo karcił i napominał. Ale nie wolno nam sądzić, że skoro wielu faryzeuszy pełnych było hipokryzji, to wszyscy oni tacy byli. Nie jest prawdą jakoby hipokryzja była cechą nieodłączną charakteru faryzeusza. Nie na tym bynajmniej polega cecha charakterystyczna faryzeuszy jako ugrupowania. Raczej, używając słów naszego Pana, pokładali oni ufność w sobie samych, że są usprawiedliwieni, a innych lekceważyli. Na tym właśnie polega istota ich charakteru. Ale jeśli tak, to faryzeusz nie może być hipokrytą. Jak bowiem podpowiada nam zdrowy rozsądek, musi faryzeusz być szczery, gdyż w innym wypadku nie może on pokładać ufności w sobie, że jest usprawiedliwiony. W charakterystyce faryzeusza przytoczonej przez naszego Pana w Ewangelii według św. Łukasza 18,11-12, człowiek, który polecał siebie Bogu, niewątpliwie uważał siebie za usprawiedliwionego. Dlatego też wcale nie był hipokrytą - przynajmniej wobec samego siebie nie był on świadomy jakiejkolwiek swojej nieszczerości. Właśnie oświadczył Bogu to, co rzeczywiście o sobie myślał, mianowicie że był on daleko lepszy niż inni ludzie.

Gdyby nie było żadnego innego przykładu na to, że przedstawiana przez nas tutaj charakterystyka faryzeusza jest prawdziwa, przykład św. Pawła byłby całkiem wystarczający, żeby rozwiać jakiekolwiek w tym względzie wątpliwości. Nie tylko jako już chrześcijanin mógł powiedzieć: Przy tym sam usilnie staram się o to, abym wobec Boga i ludzi miał zawsze czyste sumienie, ale jeszcze jako faryzeusz św. Paweł powiedział: Mężowie bracia, ja aż do dnia dzisiejszego żyłem przed Bogiem z całkowicie czystym sumieniem. Tak więc hołdował św. Paweł szczerości zarówno wtedy, kiedy był faryzeuszem jak i wtedy, kiedy był już chrześcijaninem. W nie większym stopniu był on hipokrytą, kiedy prześladował Kościół niż wtedy, kiedy zwiastował wiarę, którą niegdyś prześladował. Do sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszy dodajmy więc i to, że szczerze wierzyli, iż są sprawiedliwi, oraz że we wszystkim spełniają służbę Bożą.

7. A mimo to nasz Pan powiada: Jeśli sprawiedliwość wasza nie będzie obfitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebios. Zaiste ważkie to i znamienne słowa! Wypada więc, żeby wszyscy, którzy uważają się za chrześcijan rozważyli je głęboko i z pełną powagą. Zanim jednak rozważymy, w jaki sposób sprawiedliwość nasza może być obfitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, zastanówmy się, czy jak dotąd jesteśmy w stanie jej dorównać. Po pierwsze, faryzeusz nie był jak inni ludzie. Jeśli chodzi o zewnętrzną religijność był on całkowicie bez zarzutu. Czy my również tacy jesteśmy? Czy mamy dość odwagi, by właśnie takimi być? Czy nie jest raczej prawdą, że postępujemy tak, jak wymaga tego koniunktura? Czy często nie wyrzekamy się wraz z religijnością i rozumu, gdyż nie życzylibyśmy sobie w jakikolwiek sposób się wyróżniać? Czy nie częściej obawiamy się „bycia nie w modzie" niż porzucenia drogi zbawienia? Czy jesteśmy gotowi iść pod prąd? Iść przeciwko światu? Być posłusznymi Bogu raczej niż człowiekowi? Jeśli tak nie jest, faryzeusz pozostawia nas w tyle już w przedbiegach. Byłoby dobrze, gdyby udało nam się go jeszcze dogonić. Zróbmy choć jeden krok w jego stronę i zapytajmy, czy stać nas na to, by wraz z nim wyznać: „Nie czynię szkody. Nie popełniam zewnętrznych grzechów. W ogóle nie czynię niczego, za co serce moje potępiałoby mnie". Czy nie jest prawdą, że jest z tobą wprost przeciwnie? Czy naprawdę pewny jesteś, że nie popełniasz żadnych grzechów zewnętrznych? Czy rzeczywiście nie czynisz niczego, za co serce twoje nie potępiałoby ciebie? Jeśli nie cudzołożysz, jeśli tak w swoich słowach jak i czynach wolny jesteś od wszelkiej nieczystości, czy naprawdę jesteś człowiekiem sprawiedliwym? Najwyższą miarą zarówno sprawiedliwości jak i miłosierdzia jest reguła, która głosi: „Czyń innym tak, jak chciałbyś, żeby inni tobie czynili". Czy postępujesz zgodnie z tą właśnie regułą? Czy rzeczywiście nigdy nikomu nie czynisz tego, czego nie chciałbyś, żeby inni tobie czynili? Czy nie jesteś bardzo niesprawiedliwy? Czy w swoim interesie nie wykorzystujesz cudzej nieświadomości i bezradności? Zarówno wtedy, kiedy kupujesz jak i wtedy, kiedy sprzedajesz? Powiedzmy, że zajmujesz się handlem: czy nie żądasz, czy nie otrzymujesz więcej niż wynosi faktyczna wartość tego, co sprzedajesz? Czy nie żądasz, czy nie otrzymujesz więcej od człowieka nieświadomego faktycznej wartości niż od tego, któremu jest ona dobrze znana? Czy nie żądasz, czy nie otrzymujesz więcej niż wynosi faktyczna wartość od małego dziecka niż od doświadczonego kupca? Jeśli tak właśnie czynisz, dlaczego serce twoje ciebie nie potępia, mimo że jesteś bezwzględnym grabieżcą? Czy nie żądasz ceny wyższej za dobra od człowieka, któremu są one niezbędne? Któremu są one niezwłocznie potrzebne, a ty jesteś jedyną osobą, która może mu ich dostarczyć? Jeśli tak właśnie czynisz, to jesteś pospolitym grabieżcą. W rzeczy samej daleko ci do sprawiedliwości faryzeusza.

8. Po drugie, faryzeusz korzystał, by użyć naszego współczesnego określenia, z wszelkich zewnętrznych środków łaski. Jak bowiem często i dużo pościł, mianowicie dwa razy na tydzień, tak brał też udział we wszelkiego rodzaju ceremoniach okładania ofiar. Regularnie uczestniczy w modłach publicznych, oddawał się modlitwie osobistej oraz spędzał czas na czytaniu i słuchaniu Pisma.

Czy ty pod tym względem mu dorównujesz? Czy pościsz dużo i często? Czy dwa razy na tydzień? Obawiam się, że nie! Czy pościsz przynajmniej raz jeden: we wszystkie piątki w roku? (Kościół nasz jednoznacznie i stanowczo nakazuje wszystkim swoim członkom „pościć i zachowywać wstrzemięźliwość" właśnie we wszystkie piątki, wszystkie okresy czuwania oraz w czas wielkiego czterdziestodniowego postu.) Czy pościsz chociaż dwa razy na rok? Obawiam się, że niektórzy z nas nie mogą nawet i tego potwierdzić! Czy nie zaniedbujesz żadnej sposobności, żeby „uczestniczy w obrzędzie chrześcijańskiej ofiary? Jakże wielu nazywa się chrześcijanami, a mimo to w ogóle o Stół Pański nie dba! Nie spożywa bowiem ani chleba ani wina przez miesiące całe, a być może nawet i lata! Czy codziennie słuchasz albo czytasz Pismo oddając się medytacji nad nim? Czy uczestniczysz w modlitwach w wielkim zgromadzeniu? Czy czynisz to codziennie, przy każdej nadarzającej się okazji? Jeśli zaś nie, to czy czynisz to tak często, jak tylko możesz, w szczególności w ten dzień, co do którego pamiętasz, aby go czcić jako święty? Czy robisz wszystko, aby okoliczności sposobne do społeczności wiary zdarzały się jak najczęściej? Czy radujesz się, gdy ci powiedziano: do domu Pana pójdziemy! Czy nie brak ci gorliwości i żarliwości w osobistej modlitwie? Czy pozwalasz, by jeden dzień minął bez niej? Czy nie jest raczej tak, że niektórzy z was są tak dalecy od spędzania na modlitwie (wraz z faryzeuszami) kilku godzin w ciągu dnia, że wydaje ci się, iż jedna godzina w zupełności wystarczy, jeśli i ona nie jest za długa? Czy spędzasz choć jedną godzinę na dzień, na tydzień na modlitwie do Ojca twojego, który jest w ukryciu^. Czy spędzasz choć jedną godzinę na miesiąc? Czy odkąd przyszedłeś na świat, spędziłeś choć jedną godzinę na modlitwie osobistej? Pożałowania godny chrześcijaninie! Czy faryzeusz nie stanie na sądzie i nie spowoduje potępienia ciebie? Jak wysoko jest niebo nad ziemią, tak sprawiedliwość faryzeusza przewyższa twoją.

9. Po trzecie, faryzeusz dawał dziesięcinę l jałmużnę z całego swego dorobku. I to jak hojnie! Tak hojnie, że powiemy o nim, że był człowiekiem, który wiele dobra czynił. Czy pod tym względem mu dorównujemy? Kto z nas jest równie gorliwy w dobrych uczynkach? Kto z nas Bogu oddaje jedną piątą tego, co posiada, tzn. zarówno kapitału jak i zysku? Kto z nas, z zarobionych, powiedzmy, stu funtów rocznie, oddaje Bogu i biednym dwadzieścia funtów? Z pięćdziesięciu, dziesięć? Kto, niezależnie, czy zarabia więcej czy mniej, oddaje niezmiennie jedną piątą tego, co zarabia? Kiedyż sprawiedliwość nasza pod względem korzystania z zewnętrznych środków łaski, pod względem gorliwości w przestrzeganiu zewnętrznego porządku ustanowionego przez Boga oraz czynienia dobra a unikania zła, dorówna przynajmniej sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów?

10. Jednak nawet gdyby ich sprawiedliwości dorównać, jakiż można odnieść z tego pożytek? Albowiem powiadam wam: jeśli sprawiedliwość wasza nie będzie obfitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebios. W jaki jednak sposób można przewyższyć ich sprawiedliwość? Pod jakim względem sprawiedliwość chrześcijanina przewyższa sprawiedliwość uczonego w Piśmie czy faryzeusza?

Sprawiedliwość chrześcijanina przewyższa sprawiedliwość faryzeuszów, po pierwsze, pod względem zakresu. Większość bowiem faryzeuszów, mimo swojej skrupulatności w jednych sprawach, w innych, nie mniej ważnych, w ślad za swój ą trądy ej ą, okazuje całkowity brak jakichkolwiek rygorów. I tak, wielką skrupulatnością odznaczali się faryzeusze w przestrzeganiu czwartego przykazania -nie dopuszczali na przykład w dzień sabatu nawet kruszenia kłosów - ale wcale nie odznaczali się taką skrupulatnością w wypadku przykazania trzeciego, nie uważając wypowiadania zaklęć czy nawet krzywoprzysięstwa za kwestie większej wagi. Dlatego ich sprawiedliwość była ograniczona, podczas gdy sprawiedliwość prawdziwego chrześcijanina obejmuje całość Prawa Bożego, którego bynajmniej nie traktuje on wybiórczo, jedne przykazania uważając za ważniejsze a inne lekceważąc, ale, przeciwnie, chrześcijanin przestrzega wszystkich przykazań Bożych, miłuje je oraz stawia wyżej niż złoto czy drogocenne kamienie.

11. Nie można wykluczyć, że niektórzy uczeni w Piśmie i faryzeusze starali się przestrzegać wszystkich przykazań; w konsekwencji, z punktu widzenia rozumienia sprawiedliwości w świetle zakonu, tzn. jego litery, byli ludźmi bez nagany. Mimo wszystko jednak sprawiedliwość chrześcijanina przewyższa sprawiedliwość uczonego w Piśmie czy faryzeusza dlatego, że spełnia ona to, co stanowi nie tylko o duchu zakonu, ale także jego literze, mianowicie przestrzega rygorów posłuszeństwa zarówno wewnętrznego jak i zewnętrznego. Sprawiedliwość chrześcijanina jest w szczególności niedościgniona jeśli chodzi o aspekt duchowy zakonu, co tak dobitnie podkreśla nasz Pan w Kazaniu na Górze. Sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów jest wyłącznie zewnętrzna, sprawiedliwość chrześcijańska natomiast tkwi w samym wewnętrznym człowieku. Faryzeusz oczyszcza z zewnątrz kielich i misę, chrześcijanin natomiast jest czysty , wewnątrz. Faryzeusz usilnie starał się pokazać Bogu swoje dobre życie, chrześcijanin natomiast swoje dobre serce. Ten pierwszy strząsał liście, być może, i owoce grzechu, ten ostatni przykłada siekierą do korzenia, gdyż nie zadowala się jedynie zewnętrzną formą pobożności, choćby nie wiadomo jaką odznaczała się ona skrupulatnością, jeśli życie, duch oraz moc Boża ku zbawieniu - nie znajdują swego wyrazu w najintymniejszym zakątku jego duszy.

Tak więc rzeczami zewnętrznymi jest nie czynienie szkody, czynienie dobra oraz przestrzeganie zewnętrznego porządku ustanowionego przez Boga - wszystko to stanowi sedno sprawiedliwości faryzejskiej; z drugiej jednak strony, ubóstwo ducha, smutek, cichość, łaknienie i pragnienie sprawiedliwości, miłość bliźniego oraz czystość serca, jako czysto wewnętrzne, stanowią istotę sprawiedliwości chrześcijańskiej. Nawet czynienie pokoju czy inaczej mówiąc, po prostu czynienie dobra oraz cierpienie w imię sprawiedliwości przynoszą błogosławieństwo tylko dlatego, że są niemożliwe bez wewnętrznych dyspozycji duchowych, których są one wyrazem i potwierdzeniem. Tak więc, o ile sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów była wyłącznie zewnętrzna, o tyle w pewnym sensie można powiedzieć, że sprawiedliwość chrześcijanina jest wyłącznie wewnętrzna. Wszystkie bowiem jego czyny i cierpienia same w sobie są niczym, gdyż przed obliczem Bożym są oceniane wyłącznie w oparciu o usposobienie, z którego wypływają.

12. Kimkolwiek więc byś nie był ty, który nosisz święte i czcigodne imię chrześcijanina, po pierwsze, uczyń wszystko, aby sprawiedliwość twoja nie była gorsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów. Nie bądź jak inni ludzie. Miej odwagę pozostać sam
I wbrew złym przykładom, wyróżniać się dobrem!

Jeśli pójdziesz za tłumem, nie unikniesz czynienia zła. Oby nie zwyczaj lub moda, lecz rozum i religia były twoim przewodnikiem. To, co inni czynią, jest dla ciebie bez wartości, gdyż każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu. Jeśli rzeczywiście możesz przyczynić się do zbawienia duszy innego człowieka, nie zwlekaj, ale co najmniej miej na względzie swoje własne zbawienie. Nie chodź drogą śmierci, gdyż jest przestronna i wielu jest takich, którzy nią chodzą. Po tym właśnie poznasz, że jest to droga śmierci. Czy droga, którą teraz chodzisz jest przestronna, uczęszczana przez wielu i szczególnie popularna? Jeśli tak, to w sposób nieunikniony prowadzi do zguby. Oby „nie spotkało cię potępienie z powodu towarzystwa, w którym przebywasz"; przestań źle czynić; trzymaj się od grzechu z dala jak od węża. Przynajmniej, nie czyń innym szkody. Ci, co popełniają grzech, z diabla są. Obyś wśród nich się nie znalazł. Jeśli chodzi o grzechy zewnętrzne, to z pewnością nawet teraz łaska Boża jest dla ciebie wystarczająca. Przy tym, przynajmniej sam usilnie staraj się o to, abyś wobec Boga i ludzi miał zawsze czyste sumienie. Po drugie, nie pozwól, aby sprawiedliwość twoja była gorsza od sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów także pod względem posłuszeństwa przykazaniom Bożym. Jeśli twoja praca albo też konstytucja fizyczna uniemożliwia ci post „dwa razy na tydzień", to pozostań, mimo wszystko, wiemy swojej duszy i pość tak często jak pozwalają ci na to twoje siły fizyczne. Korzystaj z każdej sposobności do modlitwy publicznej i osobistej, w których możesz przed Bogiem wylać swoją duszę. Nie zaniedbuj żadnej okazji do spożywania chleba i wina, które stanowi społeczność ciała i krwi Chrystusa. Pilnie studiuj Pismo Święte, czytaj je kiedy tylko możesz, oraz dzień i noc oddawaj się medytacji. Raduj się każdą sposobnością słuchania słowa pojednania głoszonego przez sługi Chrystusowe i szafarzy tajemnic Bo¬żych. Korzystając z wszelkich zewnętrznych środków łaski, trwając w przestrzeganiu wszystkich przykazań Bożych, przynajmniej wypełniaj powinności, które nakłada sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, dopóki nie będziesz w stanie ich sprawiedliwości przewyższyć. Po trzecie, nie daj się faryzeuszom przewyższyć w czynieniu dobra. Rozdawaj jałmużnę z wszystkiego, co posiadasz. Jeśli ktoś jest głodny, nakarm go. Jeśli spragniony, daj mu pić. Jeśli nagi, okryj go. Jeśli naprawdę jesteś zamożny, niech dobroczynność twoja nie będzie wyrachowana. Staraj się być tak miłosierny, jak tylko jesteś w stanie. Czemu nie właśnie jak faryzeusz? Póki jest czas, zyskuj sobie przyjaciel mamoną niesprawiedliwości, aby gdy się skończy, kiedy ten ziemski przybytek w nicość się obróci, przyjęli was do wiecznych przybytków.

13. Nie poprzestawaj na tym. Niech sprawiedliwość twoja będzie obfitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów. Nie zadowalaj się zachowaniem całego zakonu, a uchybianiem w jednym. Uznaj za słuszne wszystkie ustawy jego, a miej w nienawiści wszelkie drogi kłamstwa. Czyń wszystko, co nakazuje Pan, czyń to z całej siły. Wszystko możesz w Chrystusie, który cię wzmacnia, a bez Niego nic uczynić nie możesz. Przede wszystkim niech sprawiedliwość Twoja przewyższa sprawiedliwość faryzeuszy pod względem czystości i duchowości.

Czym jest dla ciebie najskrupulatniejsza forma religijności? Co stanowi najdoskonalszą formę sprawiedliwości zewnętrznej? Na nich jednak nic poprzestawaj; mierz wyżej, idź głębiej. Niech religia twoja będzie religią serca. Bądź ubogi duchem; bądź we własnych oczach człowiekiem małym, nic nie znaczącym i bezwartościowym, którego zdumiewa i pokorą napawa miłość Boża, jaka objawia się w Chrystusie Jezusie, Panu twoim. Zachowaj powagę: niech wszystkie twoje myśli, słowa i czyny płyną z głębokiego przekonania, że oto stoisz na skraju przepaści, zarówno ty, jak i wszyscy inni synowie ludzcy, i jeden zaledwie krok dzieli cię od wiecznej chwały albo od nieugaszonych ogni piekielnych. Bądź cichy: niech duszę twoją wypełnia łagodność, dobroć, cierpliwość i wytrwałość; jednocześnie niech wszystko, co w tobie tęskni do Boga, żywego Boga, pragnie żyć na jego podobieństwo i czerpać z tego radość. Miłuj Boga i wszystkich ludzi. W tym właśnie duchu czyń wszystko i bądź wytrwały we wszelkich cierpieniach. A sprawiedliwość twoja będzie obfitsza niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, i będziesz nazwany wielkim w Królestwie Niebios.

Kazanie z 1748 r.

(Jan Wesley, „Poucz mnie o tym czego nie wiem. Zbiór kazań”, Warszawa, 2001; Prawa autorskie Wydawnictwo Pielgrzym Polski, ul. Mokotowska 12, 00-561 Warszawa.)