OTWARTE SERCA, OTWARTE UMYSŁY, OTWARTE DRZWI
 Takimi pragną być ludzie, których nazwano metodystami
O kazaniu na górze naszego Pana (rozprawa pierwsza)

„Tedy Jezus, widząc tłumy, wstąpił na górę. A gdy usiadł, przystąpili do niego jego uczniowie. I otworzywszy usta swoje nauczał ich, mówiąc: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.” (Mt 5,1-4)

1. Pan nasz właśnie zakończył swoją Galilejską wędrówkę, którą w chwili kiedy Jan został uwięziony rozpoczął nauczając w ich synagogach oraz głosząc Ewangelię o Królestwie, uzdrawiając wszelką chorobę i wszelką niemoc wśród ludu. Naturalnie szły więc za nim liczne rzesze z Galilei i Dziesięciogrodu, i z Jerozolimy, i z Judei i z Zajordania. Widząc tedy tłumy, których nie byłaby w stanie pomieścić żadna synagoga, gdyby oczywiście jakaś synagoga znajdowała się w pobliżu, wstąpił na górę, gdzie było dość miejsca dla wszystkich, którzy schodzili się do niego zewsząd. A jak było to wśród Żydów zwyczajem, gdy usiadł, przystąpili do niego jego uczniowie. I otworzywszy usta swoje (co niewątpliwie jest wyrażeniem oznaczającym podniosły moment rozpoczęcia mowy) nauczał ich mówiąc...

2. Zwróćmy uwagę, kim jest ten, który przemawia, abyśmy baczyli jak słuchać. Jest nim Pan nieba i ziemi, Stwórca wszystkich rzeczy, który jako taki ma prawo dysponować całym swoim stworzeniem. Jest nim Pan nasz, Władca, którego królestwo jest odwieczne i panuje nad wszystkim. Jest nim Prawodawca, który jest w stanie z powodzeniem egzekwować wszystkie swoje prawa, gdyż ma moc zbawić i zatracić ukarać wieczną zagładą i oddaleniem od oblicza Pana i od mocy chwały Jego. Jest nim wieczna Mądrość Ojca, który wie, jakim tworem jesteśmy, który zna najskrytsze tajniki naszego jestestwa, który zna nasz stosunek do Boga, do siebie nawzajem, do każdego stworzenia Bożego, a w konsekwencji wie, jak dostosować wszelkie prawa, jakie stanowi, do wszelkich możliwych warunków życia, wobec jakich nas postawił. Jest nim ten, który jest dobry dla wszystkich, a którego miłosierdzie jest nad wszystkimi jego dziełami, jest on Bogiem miłości, który wyzbywszy się wiecznej chwały, przychodzi od Ojca aby oznajmić swoją wolę synom ludzkim, po czym do Ojca powraca. Jest on posłany przez Boga, aby otworzyć oczy ślepym, i aby objawić się tym, którzy są w ciem¬ności. Jest on wielkim Prorokiem Pana, o którym dawno temu Bóg z mocą oznajmił: Jeśli więc kto nie usłucha moich słów, które on mówić będzie w moim imieniu, to ja będę tego dochodził na nim, albo, by posłużyć się słowami Apostoła Piotra: każdy, kto by nie słuchał owego proroka, z ludu wytępiony będzie.

3. Czego jednak nas Pan naucza? Syn Boży, który przyszedł z nieba, pokazuje nam tutaj drogerio nieba tzn., do miejsca, które nam przygotował, do chwały, jaką miał zanim powstał świat. Naucza nas prawdziwej drogi do życia wiecznego, drogi królewskiej, gdyż prowadzi ona do Królestwa. A jest to jedyna prawdziwa droga, gdyż poza nią innej nie ma; wszystkie pozostałe bowiem prowadzą do zagłady. Sama postać mówcy upewniłaś, że zwiastuje on pełnię doskonałej woli Bożej. Nie powiedział ani trochę za dużo – nic więcej ponad to, co otrzymał od Ojca. Nie powiedział też ani trochę za mało - nie uchylił się bowiem od oznajmienia całej woli Bożej. W jeszcze mniejszym stopniu cokolwiek z tego, co powiedział, może być obarczone błędem, tzn. przeciwne woli tego, który go posiał. Wszystkie jego słowa są prawdą i dobrem w odniesieniu do wszystkich rzeczy, i takie na zawsze pozostaną.

Możemy ponadto dodać i tę uwagę, że wyjaśniając i potwierdzając wszystkie pełne wiary i prawdy nauki, podejmuje się nie tylko napiętnowania błędów działających w jego czasach uczonych w Piśmie i faryzeuszy, fałszywych komentarzy, którymi ówcześni nauczyciele żydowscy wypaczyli Słowo Boże, ale również napiętnowania wszelkich błędnych konsekwencji praktycznych, które są niezgodne ze zbawieniem, kiedykolwiek nie powstałyby one w Kościele. Odrzuca nasz Pan wszelkie interpretacje, jakimi fałszywi nauczyciele chrześcijaństwa w jakiejkolwiek epoce czy narodzie, chcieliby wypaczyć Słowo Boże i nauczać nierozważne dusze poszukiwania śmierci w swoim zagubionym życiu.

4. Jest rzeczą naturalną odpowiedzieć w tym miejscu na pytanie, kim są ci, do których zwraca się tutaj ze swoją nauką nasz Pan. Oczywiście nie do samych apostołów, gdyby bowiem tylko do nich miał się zwrócić, nie potrzebowałby wstępować na górę, gdyż jeden tylko pokój w domu Mateusza albo innego z jego uczniów mógłby z łatwością pomieścić wszystkich Dwunastu. Ani też żadną miarą nie wydaje się, żeby uczniami, którzy przystąpili do niego, było jedynie Dwunastu. Wyrażenie „hoi mathetai autou" (uczniowie jego, bynajmniej nie starają się w jakiś szczególny sposób kłaść nacisku na to właśnie wyrażenie), można interpretować jako odnoszące się do tych wszystkich, którzy pragnęli uczyć się od niego. Aby jednak nie pozostawić cienia wątpliwości, że kiedy padają słowa: i otworzywszy usta swoje nauczał ich, słowo „ich" obejmuje cały tłum, który wraz z nim poszedł na górę. Wystarczy tylko zwrócić uwagę na końcowe wersety rozdziału siódmego: A gdy Jezus dokończył tych stów, zdumiewały się tłumy, hoi ochloi, nad nauką, albo nauczaniem, jego. Albowiem uczył je, tzn. tłumy, jako moc mający, a nie jak ich uczeni w Piśmie. Nie można tez twierdzić, że tylko tłumy, które z nim były na górze, były właściwym adresatem nauczania o drodze zbawienia, ale że wszyscy synowie ludzcy, cała ludzkość, także ci, którzy jeszcze nie przyszli na świat, wszystkie przyszłe generacje, które jeszcze mają nadejść przed nastaniem końca świata, a którym przyszłoby rozumieć słowa ziemskiej mowy.

5. Co do tego, że niektóre partie Kazania na Górze odnoszą się do wszystkich ludzi, panuje powszechna zgoda. Na przykład, nikt nie zaprzeczy, że to, co jest powiedziane o „ubóstwie ducha" odnosi się do całej ludzkości. Wielu jednak przypuszcza, że inne części Kazania odnosiły się wyłącznie do apostołów albo pierwszych chrześcijan, albo też sług Chrystusowych, tj. duchownych, i bynajmniej nie były adresowane do całej ludzkości, co w konsekwencji oznacza, że nie ma ona nic wspólnego z tymi właśnie częściami Kazania na Górze. Czy jednak nie wolno nam w sposób zasadny zapytać, skąd wziął się pogląd, że niektóre partie Kazania zwrócone były wyłącznie do apostołów czy chrześcijan czasów apostolskich, czy też wyłącznie do sług Chrystusowych, tj. duchownych? Aby wyjaśnić kwestię o tak wielkiej doniosłości, wygłaszanie tych twierdzeń samo przez się nie jest wystarczające. Zapytajmy więc, czy nasz Pan sam nauczał nas, że niektóre partie Kazania nie odnoszą się do całej ludzkości? Gdyby tak właśnie było, bez wątpienia Pan sam by to nam oznajmił, gdyż nie mógłby pominąć milczeniem tak niezbędnej informacji. Ale czy rzeczywiście oznajmił? Jeśli tak, to gdzie? Czy w samym Kazaniu? Bynajmniej; nie ma w nim bowiem o tym najmniejszej nawet wzmianki. Czy może oznajmił to gdziekolwiek indziej? Czy świadcząc tym jakiekolwiek jego słowa? W tej sprawie ani jedno słowo nie padło z ust jego czy to do tłumu, czy też uczniów. Czy którykolwiek z apostołów albo innych autorów natchnionych Duchem Świętym pozostawił w tej sprawie jakiekolwiek świadectwo? Bynajmniej. W całym Piśmie Świętym żadnej wzmianki na ten temat nie podobna znaleźć. Kim więc są ci, którzy są mądrzejsi od Boga? Mądrzejsi ponad to, co napisano?

6. Być może znajdą się tacy, którzy powiedzą, że sama natura Kazania wymaga uczynienia takiego zastrzeżenia. Jeśli w istocie tak jest, to nie inaczej jak tylko z dwóch możliwych powodów: ponieważ bez takiego zastrzeżenia, Kazanie wyda się w sposób oczywisty, po pierwsze, niedorzeczne, albo, po drugie, sprzeczne z Pismem Świętym. Ale ani jedna ani druga okoliczność bynajmniej nie ma tutaj miejsca. Kiedy bowiem bliżej się przyjrzeć poszczególnym elementom składowym Kazania, okaże się rzeczą jasną, że nie ma żadnej niedorzeczności w zastosowaniu wszystkiego, co Pan w Kazaniu powiedział, do całej ludzkości. Ani też to, co powiedział Pan, nie pociąga za sobą żadnej sprzeczności w stosunku do jego słów wypowiedzianych przy innych okazjach, ani też w stosunku do jakiejkolwiek innej części Pisma Świętego. Należy ponadto dodać, że zważywszy, iż wszystkie elementy składowe Kazania są ze sobą ściśle powiązane i połączone na podobieństwo elementów konstrukcyjnych sklepienia, z którego niepodobna wyciągnąć jednego elementu, aby nie spowodować zawalenia całego sklepienia należy, powiadam, odnieść do całej ludzkości albo wszystkie elementy składowe Kazania, albo też nie odnosić do całej ludzkości żadnego z nich.

7. Wreszcie, niech nam wolno będzie powiedzieć stów kilka o tym, jaki sposób nauczania przyjmuje nasz Pan w Kazaniu na Górze. Oczywiście, jak zawsze tak i w tym przypadku przemawia Pan tak jak nigdy jeszcze człowiek nie przemawiał. Nie w sposób, w jaki dawno temu święci mężowie przemawiali, chociaż oczywiście i oni wypowiadali stówa jako ludzie natchnieni Duchem Świętym. Nie tak jak Piotr, Jakub, Jan czy Paweł. Byli oni prawdziwie mądrymi budowniczymi Kościoła. Ale mimo wszystko, jeśli chodzi o głębię mądrości niebiańskiej, to nie jest sługa większy nad Pana swego. Przemawia Pan nasz w Kazaniu na Górze w sposób, w jaki sam nigdy i nigdzie indziej nie przemawiał. Nie wydaje się, żeby kiedykolwiek i gdziekolwiek indziej było jego celem przedstawienie w „zarysie” całości swojej religii, tzn. podanie nam pełnego poglądu na to, czym jest chrześcijaństwo, oraz opisanie uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana. Poszczególne części tych tematów przedstawił nasz Pan przy wielu różnych okazjach. Ale nigdy poza tym jednym wyjątkiem, mianowicie Kazaniem na Górze, ogólnego poglądu na całość spraw religii w sposób tak spójny nie przedstawił. W rzeczy samej, w całym Piśmie Świętym nie ma drugiego takiego miejsca, za wyjątkiem krótkiego zarysu świętości przekazanego przez Boga w Dziesięciu Przykazaniach Mojżeszowi na Górze Synaj. Jakże jednak wielka jest różnica pomiędzy jednym i drugim! Albowiem to, co niegdyś miało chwalę, teraz nie ma chwały z powodu chwaty, która tamtą przewyższa.

8. Przede wszystkim, z jakąż niepojętą miłością Syn Boży objawia człowiekowi wolę Ojca! Nie prowadzi nas bowiem do góry (...) do płonącego ognia, mroku, ciemności i burzy. Nie przemawia tak jak gdyby zagrzmiał Pan na niebiosach, a Najwyższy wydał głos swój... grad i węgle ogniste. Teraz zwraca się do nas cichym, łagodnym głosem. Błogosławieni ubodzy w duchu. Błogosławieni, którzy się smucą, błogosławieni cisi; błogosławieni, którzy łakną sprawiedliwości; błogosławieni miłosierni, czystego serca; błogosławieni ci, którzy doszli do kresu drogi, i którzy jeszcze są w drodze; błogosławieni w tym życiu i życiu wiecznym! Tak jak gdyby mówił: „Jeśli ktoś pragnie żyć i chciałby być świadkiem dobrych czasów, niech zobaczy, oto ja pokazuję tobie to, do czego tęskni dusza twoja, zobacz drogę, której na próżno tak długo szukałeś! Jest to droga, która prowadzi do rozkoszy i pokoju, do nieba ziemskiego i wiecznego!"

9. Jednocześnie z jakimż autorytetem naucza w Kazaniu nasz Pan! Można śmiało powiedzieć: nie jak uczeni w Piśmie. Zauważmy sposób (który mimo wszystko trudno wyrazić słowami) oraz postawę, z jaką przemawia! Nie jak Mojżesz, sługa Boży, nie jak Abraham, przyjaciel Boży, nie jak prorocy, nie jak którykolwiek z synów ludzkich. Jest to sposób więcej niż ludzki, który nie przystoi żadnemu stworzeniu. Przemawia bowiem sam Stwórca wszechrzeczy, sam Bóg, który się nam objawia! W rzeczy samej, objawia się byt bytów, ho on, Jahwe, który jeden istnieje sam przez się, najwyższy Bóg, który panuje nad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki!

10. Ta boska, w sposób prawdziwie znakomity wygłoszona mową, w której każda następna część stanowi ilustrację części poprzedzającej, jest powszechnie, i nie bez racji, dzielona na trzy główne części. Pierwsza część zawarta jest w rozdziale piątym, druga w szóstym, a trzecia w siódmym. W części pierwszej cała istota prawdziwej religii jest przedstawiona w postaci ośmiu konkretnych kwestii, wyjaśnionych w dalszych partiach rozdziału piątego i rozbudowanych o argumenty obalające ich fałszywe rozumienie przez ludzi. W części drugiej przedstawione są zasady właściwego usposobienia, które powinniśmy zachować w całym naszym zewnętrznym postępowaniu, usposobienia, wolnego od ziemskiej pożądliwości czy też nadmiernej troski o potrzeby materialne. Z kolei, w części trzeciej przytoczone zostały przestrogi przeciwko głównym przeszkodom wobec religii, zakończone przedstawieniem szeregu praktycznych konsekwencji całości mowy.

I. 1. Nasz Pan najpierw przedstawia całą istotę prawdziwej religii w postaci ośmiu konkretnych kwestii, które w dalszych partiach rozdziału piątego wyjaśnia oraz rozwija o argumenty obalające ich fałszywe rozumienie przez ludzi. Niektórzy uważają, że taka właśnie kompozycja części pierwszej miała na celu wskazanie na poszczególne etapy życia chrześcijańskiego tzn. kroki, jakie chrześcijanin kolejno stawia w swojej wędrówce do Ziemi Obiecanej; inni z kolei uważają, że wszystkie te konkretne kwestie przedstawione w części pierwszej stanowią uniwersalną charakterystykę każdego chrześcijanina. Dlaczegóżby nie przyjąć tak jednej jak i drugiej interpretacji? Czy jest między nimi jakakolwiek niezgodność? Jest bez wątpienia prawdą, że zarówno ubóstwo ducha jak i każde inne usposobienie, które jest w części pierwszej Kazania wzmiankowane, w mniejszym lub większym stopniu jest zawsze udziałem każdego prawdziwego chrześcijanina. Jest rzeczą równie prawdziwą, że autentyczne chrześcijaństwo zawsze zaczyna się od ubóstwa ducha i rozwija się w porządku, który został tutaj przedstawiony aż człowiek Boży stanie się doskonały. Zaczynamy od najpokomiejszego z darów Bożych, chociaż nie po to, aby porzucić go kiedy zostajemy wezwani przez Boga, by wspinać się wzwyż; ale trwamy w tym, co już osiągnęliśmy, zmierzając do tego, co jest jeszcze przed nami tzn., do najwyższych błogosławieństw Bożych w Jezusie Chrystusie.

2. Fundamentem wszystkiego jest ubóstwo ducha. Dlatego właśnie od niego Pan nasz zaczyna: Błogosławieni (powiada) ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Nie byłoby rzeczą niedorzeczną przyjąć, że patrząc na zgromadzony wokół siebie tłum i widząc, jak niewielu było w nim zamożnych, i że jego większość stanowili ubodzy tego świata. Pan nasz wykorzystał tę okoliczność i w sposób naturalny przeszedł od rzeczy doczesnych do duchowych. Błogosławieni, powiada, (albo raczej szczęśliwi - w ten bowiem sposób słowo to powinno być oddane zarówno w tym jak i następnych wersetach) są ubodzy w duchu. Nie powiada „ubodzy pod względem warunków materialnych" (nie jest przecież rzeczą niemożliwą, że niektórzy z nich mogą być równie oddaleni od szczęścia jak król zasiadający na tronie), ale powiada ubodzy w duchu tj. ci, co niezależnie od swoich warunków materialnych odznaczają się dyspozycją serca, która jest pierwszym krokiem do prawdziwego szczęścia czy to w świecie obecnym, czy też przyszłym.

3. Niektórzy uważają, że wyrażenie „ubodzy w duchu” oznacza tutaj tych, co miłują ubóstwo, tych, co są wolni od pożądliwości, wolni od miłości pieniądza, że oznacza wreszcie tych, co raczej boją się bogactwa niż go pożądają. Być może nabrali takiego przekonania odwołując się wyłącznie do samego tego wyrażenia albo też pod wpływem ważnego spostrzeżenia św. Pawła, że miłość pieniędzy jest korzeniem wszelkiego zła. Z tego właśnie powodu wielu całkowicie wyrzekło się swoich dóbr, i to nie tylko bogactwa, ale w ogóle wszelkich dóbr ziemskich. Stąd też zapewne wzięły się śluby dobrowolnego ubóstwa w Kościele Rzymskim, gdyż uznano, że przemożna łaska tego, co stanowi fundament chrześcijaństwa, musi z natury rzeczy być wielkim krokiem naprzód w wędrówce do Królestwa Niebios. Ale ci, co są tego właśnie zdania, nie wydaje się, żeby zauważyli, iż, po pierwsze, wyrażenie św. Pawła musi być traktowane z pewnym zastrzeżeniem, w innym wypadku bowiem nie jest ono prawdziwe. Ponieważ nie jest tak, że miłość pieniędzy jest jedynym korzeniem wszelkiego zła. Są przecież tysiące różnych innych korzeni zła w świecie, jak doświadczenie naszego życia codziennego niedwuznacznie to pokazuje. Sens więc wyrażenia św. Pawła może być tylko taki, że miłość pieniędzy jest źródłem wielu różnych rodzajów zła, być może nawet źródłem liczniejszych przejawów zła niż jakikolwiek inny rodzaj występku. Po drugie, ci którzy uważają, że „ubogimi w duchu” są ci, co miłują ubóstwo, wydają się nie zauważać, że taki właśnie sens tego wyrażenia w żaden sposób nie pasuje do intencji naszego Pana w Kazaniu na Górze, która polega przecież na przedstawieniu fundamentu, na jakim można zbudować całość chrześcijaństwa. Zamysłu tego nie podobna zrealizować przez przeciwstawianie się jednemu konkretnemu rodzajowi występku. Tak więc, jeśli nawet takie rozumienie miałoby częściowo stanowić sens rozważanego przez nas wyrażenia, to jednak żadną miarą nie mogłoby odnosić się do całości jego sensu. Po trzecie, ci, którzy uważają, że „ubogimi w duchu” są ci, co miłują ubóstwo, nie wydają się zauważać, że taki właśnie sens tego wyrażenia nie może być uważany za jakąkolwiek część intencji naszego Pana w tym właśnie punkcie Kazania na Górze, chyba, że postawimy naszemu Panu zarzut tautologii, tzn. powtórzenia dokładnie tego samego; zauważmy bowiem, że jeśli „ubóstwo ducha” oznaczałoby jedynie wolność od pożądliwości, miłości pieniędzy, pożądania bogactw, pokrywałoby się z tym, co zostaje wzmiankowane w dalszym toku Kazania, tzn. byłoby jedynie elementem czystości serca.

4. Kim więc są ubodzy w duchu? Bez wątpienia są nimi ludzie pokorni; są nimi ci, co poznali samych siebie; ci, którzy są świadomi swej grzeszności, a jednocześnie ci, którym Bóg udzielił daru skruchy poprzedzającej wiarę w Chrystusa.

Nikt z nich nie może już więcej powiedzieć: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, gdyż wie, że jest pożałowania godnym nędzarzem i biedakiem, ślepym i gołym. Jest on przekonany, że jest prawdziwie ubogim w duchu, gdyż bezustannie towarzyszy mu świadomość, że nie ma w nim żadnego dobra duchowego. Powiada za Apostołem: wiem, że nie mieszka we mnie dobro, ale jedynie to, co złe i godne pogardy. Ma on głębokie poczucie odrażającego trądu grzechu wyniesionego z łona matki swojej, który ogarnia całą jego duszę i powoduje całkowite zepsucie wszelkich jej dyspozycji. Dostrzega coraz to więcej złych cech charakteru, które całkowite zepsucie jego duszy za sobą pociąga: pychę, wyniosłość, bezustanną skłonność, aby mieć o sobie lepsze zdanie niż należałoby, próżność, która zabiega o popularność i poklask wśród ludzi, nienawiść, zazdrość, czy pragnienie zemsty, gniew, złość czy gorycz, wrodzoną wrogość w stosunku do Boga i ludzi, która przybiera tysiące różnych postaci, miłość tego świata, egoizm, prymitywne i szkodliwe pragnienia, które ogarniają najgłębsze zakątki duszy. Wreszcie, ubogi w duchu jest świadomy, jak bardzo zgrzeszył słowem, jeśli nawet nie bluźnierczym, nieprzyzwoitym, fałszywym czy nieuprzejmym, to jednak mową, która nie może budować ani przynosić błogosławieństwa tym, którzy słuchają, co w konsekwencji, w oczach Boga i ku zasmuceniu Ducha Świętego, jest świadectwem całkowitego zepsucia. Jego złe uczynki są teraz jednakowe w oczach Boga; gdyby je ogłosić, byłyby liczniejsze niż można opowiedzieć. Równie dobrze mógłby próbować policzyć krople deszczu, piaski morza czy też dni wieczności.

5. Staje teraz oko w oko ze swoją winą: zna karę, na jaką zasłużył, gdyby brać pod uwagę jedynie jego zamysł ciała, tzn. całkowite oraz bezwzględne zepsucie swojej natury, ale w o ileż większym stopniu zasłużyłby na nią, gdyby brać pod uwagę wszystkie jego złe pragnienia i myśli, wszystkie złe słowa i czyny! Nie może mieć ani przez chwilę żadnej wątpliwości, że nawet najmniejsze z jego przewinień zasługuje na potępienie w piekle, gdzie robak nie umiera, a ogień nie gaśnie. Nade wszystko kładzie się na nim ciężkim brzemieniem wina niewiary w Jednorodzonego Syna Bożego. Jakże, powiada on, ujdą cało, jeśli lekceważę tak wielkie zbawienie!

Kto nie wierzy, już jest osądzony i gniew Boży spoczywa na nim.

6. Ale co da on w zamian za duszę swoją, która wydana jest na pastwę gniewu Bożego? Z czym wystąpi przed Panem ? Jak odda mu Jego należność? Nawet gdyby, poczynając od tej właśnie chwili, zaczął okazywać nienaganne posłuszeństwo każdemu przykazaniu Bożemu, nie zadośćuczyniłoby to za pojedynczy grzech, za choćby jeden akt nieposłuszeństwa popełniony w przeszłości. Widząc, że winien jest Bogu pełnię służby, na jaką od tej właśnie chwili aż do wieczności tylko go stać, nawet gdyby mógł jej pod każdym względem sprostać, mimo wszystko w żaden sposób nie jest ona w stanie zadośćuczynić za to, co powinien był poprzednio uczynić, a nie uczynił. Wobec grzechów przeszłości, nie pozostaje mu więc nic innego, jak tylko całkowita bezradność, zupełna niemoc uczynienia jakiegokolwiek zadośćuczynienia Bogu czy, mówiąc inaczej, złożenia jakiegokolwiek okupu za swoją własną duszę. Nawet gdyby Bóg przebaczył mu wszystkie minione grzechy, pod warunkiem, że nie będzie już więcej grzeszył, tzn., że w przyszłości okaże całkowite i bezustanne posłuszeństwo wszystkim jego przykazaniom, to przecież dobrze wie, że nic by przez to i tak nie osiągnął, ponieważ byłby to dla niego warunek nigdy nie do spełnienia. Wie bowiem i czuje, że nie jest w stanie okazać posłuszeństwa nawet zewnętrznym przykazaniom Bożym, gdyż nie podobna być im posłusznym, kiedy serce jego trwa w swoim naturalnym stanie grzechu i zepsucia; złe drzewo bowiem nie może wydać dobrego owocu. Jednak oczyścić grzesznego serca nie jest w stanie, albowiem u ludzi jest to rzecz niemożliwa. W konsekwencji zdany jest na całkowitą bezradność nawet co do tego, jak wejść na drogę przykazań Bożych. Nie wie, jak zrobić krok do przodu na drodze przykazań Bożych. Otoczony zewsząd grzechem, udręką i strachem oraz nie znajdując drogi ucieczki, może tylko zawołać: Panie, ratuj, ginę!

7. Ubóstwo ducha, które jest pierwszym krokiem uczynionym w wyścigu, jaki jest przed nami, jest więc słusznym doznaniem świadomości naszych grzechów tak wewnętrznych jak i zewnętrznych, poczucia winy i bezradności. Niektórzy niedorzecznie nazwali ten stan świadomości „cnotą pokory”, co oznaczałoby, że powinniśmy szczycić się świadomością, iż zasługujemy na potępienie. Ale wyrażenie użyte przez naszego Pana jest zupełnie innego rodzaju, gdyż uzmysławia ono słuchaczom wyłącznie poczucie braku, całkowitej grzeszności oraz bezradności wynikającej z winy i udręki.

8. Apostoł Paweł porusza dokładnie tę samą kwestię, kiedy w Liście do Rzymian podejmuje próbę przekonania grzeszników, aby nawrócili się do Boga: Gniew Boży z nieba, powiada Apostoł Paweł, objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, który to zarzut jest przez Apostoła skierowany do świata pogańskiego, czym pokazuje, że właśnie poganie są przedmiotem gniewu Bożego. Następnie Apostoł wykazuje, że Żydzi wcale pod tym względem nie są lepsi niż poganie, i dlatego spotyka ich dokładnie to samo potępienie. A wszystko to nie po to, aby osiągnąć „szlachetną cnotę pokory", ale aby wszelkie usta byty zamknięte i aby świat cały podlegał sądowi- Bożemu. Apostoł Paweł przystępuje do wykazania, że byli Żydzi zarówno bezradni jak i pełni winy, czemu daje wyraz w następujących słowach Listu do Rzymian: Dlatego z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed nim żaden człowiek. Ale teraz niezależnie od zakonu objawiona została sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Uważamy bowiem, że człowiek bywa usprawiedliwiony przez wiarę, niezależnie od uczynków zakonu. Wszystkie te sformułowania mają jedno i to samo na celu, mianowicie aby uchronić człowieka od pychy, aby uświadomić mu, że i bez odwoływania się do poglądu, iż pokora jest cnotą - jest nie więcej niż prochem, aby wreszcie nabrał druzgoczącego przekonania o całkowitej swojej grzeszności, winie oraz bezradności, które rzucają grzesznika zgubionego, pozbawionego jakiegokolwiek oparcia, zredukowanego do prochu - w objęcia tego, który udziela pomocy, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy.

9. W tym miejscu nie podobna nie zauważyć, że chrześcijaństwo zaczyna się dokładnie tam, gdzie kończy się moralność pogańska. Ubóstwo ducha, przekonanie o własnym grzechu, wyrzeczenie się samych siebie, przyznanie się do nieposiadania własnej sprawiedliwości - to pierwsze, fundamentalne przesłanie religii Jezusa Chrystusa, które daleko w tyle pozostawia wszystkie religie pogańskie. Do tego stopnia rzeczy te zakryte były przed mądrymi, że cały język łaciński Rzymu, nawet jeśli uwzględnić wszelkie jego udoskonalenia epoki Oktawiana Augusta, nie znajduje nazwy na oddanie tego, co my nazywamy pokorą (wyraz, który w angielskim oznacza pokorę, mianowicie „humility", owszem, pochodzi od łacińskiego wyrazu „humilitas", ale ma w języku łacińskim inne znaczenie). Ani też niepodobna było znaleźć w niezwykle zasobnym w słowa języku greckim pojęcia pokory, dopóki nazwa na jej określenie nie została wprowadzona przez Apostoła Pawła.

10. Obyśmy mogli doznać tego, czego oni nie byli w stanie oddać w słowach! Grzeszniku, obudź się! Poznaj samego siebie! Poznaj i poczuj, że urodziłeś się w przewinieniu i w grzechu poczęła ciebie matka twoja. Dowiedz się, że popełniałeś i popełniasz jeden grzech za drugim, odkąd tylko nauczyłeś się odróżniać dobro od zła. Uniż się w pokorze przed Bogiem, gdyż winny jesteś śmierci wiecznej; porzuć, pozbądź się i wyrzeknij wszelkich wyobrażeń, że kiedykolwiek będziesz w stanie sam sobie pomóc! Niech całą twoją nadzieją będzie obmycie się w jego krwi i odnowa za sprawą wszechmocnego Ducha tego, który grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo. A danym ci będzie świadczyć: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios.

11. Jest to Królestwo Niebios, czy też inaczej, Królestwo Boże, które jest pośród nas, sprawiedliwością i pokojem i radością w Duchu Świętym. A czymże innym jest sprawiedliwość jeśli nie życiem samego Boga w duszy ludzkiej, czy też usposobieniem, które było w Jezusie Chrystusie, obrazem Bożym odciśniętym w sercu, odnowionym teraz na podobieństwo Stwórcy? Czymże innym jest sprawiedliwość jeśli nie miłością do Boga, ponieważ On pierwszy nas umiłował, i w imię Boże miłością całej ludzkości? Czymże innym jest ów pokój, pokój Boży, jeśli nie pełną spokoju pogodą ducha, słodkim oparciem się na krwi Chrystusowej, co nie pozostawia cienia wątpliwości, że On przyjmie nas do siebie? Taki pokój wyklucza wszelki strach za wyjątkiem miłującej, synowskiej bojaźni przed popełnieniem występku przeciwko Ojcu, który jest w Niebiesiech. Królestwo Boże, które jest pośród nas pociąga za sobą również radość w Duchu Świętym, który odciska w sercach naszych znak pieczęci odkupienia, które jest w Jezusie oraz sprawiedliwości Chrystusowej, za którą poczytano nam wiarę ku odpuszczeniu przedtem popełnionych grzechów. Duch Święty daje nam również rękojmią wieńca dziedzictwa naszego, który Pan, Sędzia sprawiedliwy da nam w owym dniu. Równie dobrze można to Królestwo nazwać „Królestwem Niebios”, gdyż najwidoczniej w duszy otworzyły się już niebiosa, tj. źródła strumieni rozkoszy, które na zawsze płyną po prawicy Bożej.

12. Ich jest Królestwo Niebios. Kimkolwiek jesteś ty, któremu Bóg udzielił daru „bycia ubogim w duchu" oraz doznania poczucia zagubienia, właśnie ty za sprawą pełnej łaski obietnicy tego, który nie kłamie, masz prawo do Królestwa Niebieskiego. Jest ono odkupione dla ciebie krwią Baranka. Jest ono blisko: jesteś na krawędzi Niebios. Jeszcze jeden tylko krok, a wejdziesz do Królestwa sprawiedliwości, pokoju i radości. Czy cały jesteś grzechem? Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. Czy cały jesteś pogrążony w nieprawości? Oto orędownik u Ojca, Jezus Chrystus, który jest sprawiedliwy. Czy nie jesteś w stanie uzyskać ubłagania za choćby najmniejszy z twoich grzechów? On jest ubłaganiem za wszystkie grzechy twoje. Tylko uwierz w Pana Jezusa Chrystusa, a wszystkie twoje grzechy zostaną wymazane. Czy ogarnia cię poczucie nieczystości duszy i ciała? Oto źródło otwarte dla oczyszczenia z grzechu i nieczystości. Wstań i obmyj grzechy swoje. W obliczu obietnicy nie dawaj posłuchu zwątpieniu, które czyni cię chwiejnym. Uwielbij Boga. Miej odwagę uwierzyć! Z głębokości serca zawołaj:
Tak, nareszcie oddaję się, oddaję,
Posłuchaj jak mówi Twoja krew;
Siebie wraz ze wszystkimi grzechami moimi
Powierzam mojemu Bogu, który ma moc pojednania.

13. Następnie uczysz się od Niego, że jest pokornego serca. I to jest praw¬dziwa, autentycznie chrześcijańska pokora, która wypływa z poczucia miłości do Boga, pojednanego z nami w Jezusie Chrystusie. „Ubóstwo ducha" w tym znaczeniu zaczyna się tam, gdzie poczucie winy i gniewu Bożego ustaje. Polega ono na bezustannym poczuciu naszej całkowitej od Niego zależności, w każdej dobrej myśli, słowie czy uczynku; polega ono na poczuciu naszej całkowitej niezdolności do jakiegokolwiek dobra, chyba że nieustannie nas nawadnia sam Bóg; polega na poczuciu odrazy do chwały wśród ludzi, gdyż jedynie Bogu należy się wszelka chwała. Do tego poczucia dołączyć należy pełne miłości poczucie wstydu, uniżoną pokorę wobec Boga i to nawet za grzechy, o których wiemy, że nam je przebaczył oraz za grzechy, które nadal trwają w naszych sercach, chociaż wiemy, że nie są one nam poczytane za potępienie. Niemniej jednak świadomość poczucia wrodzonego grzechu z każdym dniem staje się coraz głębsza. Im bardziej wzrastamy w łasce, tym bardziej dostrzegamy ogrom zła w sercu naszym. Im większe czynimy postępy w naszej znajomości i miłości Boga za sprawą naszego Pana Jezusa Chrystusa (ta wielka tajemnica może zostać dostrzeżona także przez tych, co nie znają mocy Bożej ku zbawieniu), tym bardziej poznajemy nasze wyobcowanie od Boga, wrogość, która jest obecna w naszym zamyśle ciała oraz konieczność całkowitej odnowy w sprawiedliwości i prawdziwej świętości.

II. 1. Jednak przed tym, kto dopiero zaczyna poznawać Królestwo Niebieskie, które znajduje się w nas samych, wszystkie te sprawy pozostają niemal całkowicie zakryte. Pewny siebie, powiedział: Nie zachwieję się na wieki. Panie! W życzliwości swej postawiłeś mnie na potężnej górze. Grzech tak bardzo pod stopami jego zostaje podeptany, że trudno mu uwierzyć, że nadal w nim trwa. Nawet pokusa zostaje stłumiona i nie odzywa się już więcej. Nie ma ona do niego przystępu, ale trzyma się z dala. Wznosi się wzwyż jakby na rydwanach radości i miłości, wzbija się w górę na skrzydłach jak orły. Ale Pan nasz dobrze wie, że ten stan tryumfu często nie trwa długo. Dlatego też zaraz dodaje: Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

2. Nie wydaje się, abyśmy mogli przypuszczać, że obietnica ta odnosi się do tych, co wyłącznie z powodu spraw doczesnych się smucą, których ogarnia smutek i przygnębienie jedynie wobec jakichś przyziemnych kłopotów czy rozczarowań takich jak np. utrata popularności, przyjaciół czy szkody majątkowe. Równie nieznaczny powód do smutku mają ci, co doznają przygnębienia, gdyż obawiają się zła tego świata, albo ci, co zadręczają się nadmierną troską czy też pożądają rzeczy przyziemnych, które sprawiają sercu ból. Przeto niechaj nie mniema taki człowiek, że coś od Pana otrzyma, gdyż Pan nie jest obecny w jego myślach. Dlatego tacy ludzie przemijają jak cień, na próżno się miotają. Spotka was to z mojej ręki, mówi Pan, będziecie leżeć na miejscu kaźni.

3. Ci, o których mówi nasz Pan, że się smucą, smucą się z innego powodu, mianowicie smucą się z tęsknoty do Boga, do tego, w którym cieszyli się radością niewysłowioną, kiedy dał im „poznać smak dobra” i przebaczające Słowo Boże oraz cudowne moce wieku przyszłego. Ale teraz zakrywa swoją twarz i trwożą się, z powodu bowiem ciemnej chmury, która ich ogarnia, nie potrafią Go dostrzec. Widzą jednak pokusę i grzech, które poprzednio z radością uznali za minione raz na zawsze, a teraz widzą, jak powstają one na nowo, zewsząd ich otaczając i nie odstępując ani o krok. Nic więc dziwnego, że duszę ich ogarnia niepokój, udręka i przygnębienie. Ich wróg nie omieszka więc skorzystać z okazji, aby zapytać:

„Gdzież jest teraz Bóg twój? Cóż się stało z twoją szczęśliwością, o której tyle mówisz? Czy to jest początek Królestwa Niebieskiego? Przecież Bóg powiedział ci: Odpuszczone są ci grzechy twoje. Być może nie były to jego słowa. Musiało być to jedynie marzenie senne, iluzja, twór własnej wyobraźni. Jeśli bowiem grzechy są ci rzeczywiście odpuszczone, to dlaczego ogarnia cię niepokój i przygnębienie. A może grzesznik, który doznał przebaczenia, pozostaje bezbożny?" Jeśli więc zamiast natychmiast wznieść wołanie do Boga, wdają się w dyskusję z tym, który jest przecież mądrzejszy niż oni, jeszcze bardziej pogrąży ich to w nieopisanym wprost smutku, depresji, i udręce. Nawet kiedy Bóg ponownie zaświeci nad czyjąś duszą i uwolni ją od wszelkiej wątpliwości co do miłosierdzia, którym Bóg obdarzył ją w przeszłości, mimo wszystko, ten, kto jest słaby w wierze, może zostać wystawiony na pokusy i próby stawienia czoła temu, co ma jeszcze nadejść, zwłaszcza kiedy grzech wewnętrzny odżywa i przenika go bólem, aby przywieść go do upadku. Oby znowu zawołał wtedy:
Noszę w sobie grzech strachu, że kiedy życie moje dobiegnie kresu,
zginę na zawsze jak rozbitek na brzegu - obym nie stal się rozbitkiem w wierze,
a mój stan końcowy nie był gorszy niż pierwotny.
Oby chleb życia nie okazał się daremny,
A ja w niczym nieodmieniony nie przepadł w czeluści piekielnej.

4. Jest rzeczą oczywistą, że smutek ten nie wydaje się chwilowo przyjemny, lecz bolesny, później jednak wydaje błogi owoc tym, którzy przez niego zostali wyćwiczeni. Błogosławieni więc, którzy się smucą, jeżeli w Bogu znajdują odpocznienie i nie pozwalają, aby przez marnych pocieszycieli tego świata ich krok zboczyli właściwej drogi. Błogosławieni, którzy się smucą, jeżeli w obliczu grzechu, głupoty i próżności stanowczo odrzucają wszelką pociechę, wszelkie daremne uciechy, rozrywki, wszelkie przyjemności, które niszczeją przez samo używanie, a które mają na celu jedynie otępianie i ogłupianie duszy tak, żeby zatraciła poczucie własnej tożsamości i świadomość obecności Boga. Błogosławieni, którzy starają się usilnie poznać Pana i niezmiennie odrzucają wszelkie inne pociechy. Będą oni pocieszeni za sprawą Ducha, będą pocieszeni wciąż nowymi przejawami jego miłości i takim świadectwem obdarzenia ich w Umiłowanym, które nigdy już więcej nie zostanie im odebrane. Pełnia wiary bowiem wniwecz obraca zarówno wszelkie zwątpienie jak i dręczący strach, ponieważ Bóg teraz udziela nam niezachwianej nadziei trwałego oparcia oraz wieczne pocieszenie przez łaskę. Nie wdając się w dyskusję, czy jest rzeczą możliwą, żeby ci, co raz zostali oświeceni i (...) stali się uczestnikami Ducha Świętego, odpadli, tzn. wyłączyli się z zasięgu działania łaski, wystarczy, że dzięki mocy, która teraz na nich spoczywa, przytoczone zostaną słowa następujące: Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? (...) Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć ani życie (...) ani teraźniejszość ani przyszłość, ani wysokość ani głębokość..., nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie Panu naszym!

5. Całe doświadczenie smutku i tęsknoty za nieobecnym Bogiem oraz odzyskanie radości z powodu ponownego dostępu do jego oblicza wydają się być zapowiedziane w tym, co w nocy poprzedzającej swoją Pasję Pan nasz powiedział swoim apostołom: Pytacie się nawzajem o to, co powiedziałem: Jeszcze tylko krótki czas, a nie ujrzycie mnie, i znowu krótki czas, a ujrzycie mnie? Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że płakać i narzekać będziecie, mianowicie wtedy kiedy nie będziecie mnie widzieć, a świat się będzie weselił, będzie tryumfował nad wami tak jak gdyby nadzieja wasza okazała się daremna. Wy smutni będziecie z powodu zwątpienia, strachu, pokusy i pożądliwości, lecz smutek wasz w radość się zamieni, gdyż powróci do was ten, którego umiłowaliście. Kobieta, gdy rodzi, smuci się, bo nadeszła jej godzina; lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta o udręce gwoli radości, że się człowiek na świat urodził. I wy teraz się smucicie, ogarnia was przygnębienie i nic was nie pociesza. Lecz znowu ujrzę was i będzie się cieszyło serce wasze pokojem i radością, nikt nie odbierze wam radości waszej.

6. Ale chociaż ostatecznie smutek zamienia się dzięki powrotowi Pocieszyciela w świętą radość, to jednak pewna doza smutku, błogosławionego smutku, wśród dzieci Bożych pozostaje. Nadal bowiem żałują one za grzechy i upadki ludzkości tzn., plączą z plączącymi. Płaczą za tych, co nie płaczą za siebie samych, mianowicie za tych, co sami zgrzeszyli przeciwko własnym duszom. Smucą się z powodu słabości i niewierności tych, co w pewnej mierze są wybawieni od swoich grzechów. Jeśli kto słabnie, czy i ja nie słabnę? jeśli kto się potknie, czy i ja nie płonę? Smucą się z powodu bezustannych świętokradczych uroszczeń wobec Majestatu nieba i ziemi. Z powodu owych świętokradczych uroszczeń nieprzerwanie towarzyszy im poczucie grozy, która nadaje ich duchowi głęboką powagę, w niemałym stopniu spotęgowaną jeszcze oświeceniem oczu ich serca, gdyż ani na chwilę nie tracą wizji rozległego oceanu wieczności, oceanu bezdennego i bezbrzeżnego, który już pochłonął niezliczone rzesze ludzi, a jego czeluście są nadal otwarte, aby pochłonąć tych, co jeszcze pozostali. Tutaj - widzą dom Boga wieczności w niebie, tam - piekło i miejsce zagłady bez okrycia. Dlatego też mają świadomość wagi każdej chwili, która przychodzi i odchodzi, aby już nigdy więcej nie powrócić.

7. Ale mądrość Boża jest głupstwem na tym świecie. Cała sprawa „smutku" i „ubóstwa ducha" jest dla ludzi tego świata niedorzeczna i nie warta uwagi. I dobrze, jeśli w tej właśnie sprawie, taki, w istocie przychylny, osąd wydają; dobrze, jeśli nie twierdzą, że jest ona jedynie przygnębiającą brednią czy też niezdrową melancholią, jeśli nie wręcz rozkojarzeniem i postradaniem zmysłów. Nic więc dziwnego, że pogląd ten jest głoszony przez tych, co nie znają Boga. Wyobraźmy sobie, że dwie osoby idą razem i jedna z nich nagle zatrzymuje się, i z wyrazem ciężkiego przestrachu i najwyższego zdumienia wykrzykuje: „Nad jakąż przepaścią znaleźliśmy się! Jeszcze chwila a będzie po nas! Jeszcze jeden tylko krok, a runiemy w przepaść. Stójmy! Ja za nic w świecie nie idę dalej." Drugi z nich jednak, któremu wydaje się, że ma co najmniej równie dobry wzrok, spojrzał przed siebie i niczego takiego nie dostrzegł. Cóż innego może o swoim towarzyszu drogi pomyśleć niż uznać, że odszedł od zmysłów, że z jego głową jest coś nie w porządku, że zapewne nadmiar religii (jeśli nie grzeszył zbytnią uczonością) doprowadzi! go do szaleństwa.

8. Oby dzieci Boże, plączące nad Syjonem, nie dały się zwieść takim poglądom. Wy, których oczy są oświecone, nie dajcie się w błąd wprowadzić tym, którzy nadal trwają w ciemności. Nieprawda, że ogarnia was pusty cień, ponieważ Bóg i wieczność to prawdziwie realne rzeczy. Niebo i piekło rzeczywiście stoją przed wami otworem, i faktycznie znajdujecie się na skraju przepaści. Pochłonęła już ona więcej narodów, plemion, ludów i jeżyków niż można to wyrazić słowami, i nadal gotowa jest pochłonąć jeszcze więcej lekkomyślnych i nieszczęsnych synów ludzkich, czy zdają się oni to dostrzegać czy nie. Wołajcie na głos! Nie zwlekajcie! Podnieście swoje wołanie do tego, który ma władzę nad czasem i wiecznością. Wołajcie zarówno w swoim własnym imieniu jak i w imieniu swoich braci i sióstr, abyście zostali uznani godnymi uniknięcia zguby, która pojawia się jak podmuch wiatru. Obyście pośród wzburzonych żywiołów zaznali bezpieczeństwa i dotarli do spokojnej przystani, gdzie znajduje się miejsce przygotowane dla was. Płaczcie za samych siebie, dopóki on nie otrze waszych łez. Płaczcie za nieszczęścia, które spadają na ziemię, aż Pan wszechrzeczy położy kres nieszczęściom i grzechom, aż wszystkim otrze łzy, bo ziemia będzie pełna poznania Pana jakby wód, które wypełniają morze.

Kazanie z 1748 r.

(Jan Wesley, „Poucz mnie o tym czego nie wiem. Zbiór kazań”, Warszawa, 2001; Prawa autorskie Wydawnictwo Pielgrzym Polski, ul. Mokotowska 12, 00-561 Warszawa.)