OTWARTE SERCA, OTWARTE UMYSŁY, OTWARTE DRZWI
 Takimi pragną być ludzie, których nazwano metodystami
O grzechu wierzących

„Jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem.” (2 Kor 5, 17)

I. 1. Czy więc ten, kto jest w Chrystusie, ma grzech? Czy ten, kto w Niego wierzy, nadal trwa w grzechu? Czy w tych, co są z Boga narodzeni, jest jakikolwiek grzech, czy może są oni od niego całkowicie uwolnieni? Niech nikt nie sądzi, że podyktowane są te pytania jedynie ciekawością, albo że jest kwestią zgoła nieistotną, jaka na nie padnie odpowiedź. Wprost przeciwnie, dla każdego chrześcijanina rzeczą wielkiej wagi jest rozstrzygnięcie tych kwestii, gdyż bezpośrednio rzutują one na nasze szczęście tak obecne jak i wieczne.

2. Nie jest mi wiadome, żeby, pomimo doniosłości problemu grzechu wierzących, kiedykolwiek w Kościele pierwotnego chrześcijaństwa problem ten stał się przedmiotem sporu. W rzeczy samej wydaje się, że nie było potrzeby takiego sporu, gdyż wśród pierwotnych chrześcijan na temat grzechu wierzących nie było różnicy poglądów. O ile moje spostrzeżenie jest prawdziwe, całość spuścizny teologicznej chrześcijan starożytnych pozostaje zgodna, że nawet wierzący w Chrystusa, dopóki nie umocnią się w Panu i w potężnej mocy Jego, muszą toczyć bój z ciałem i krwią, ze złą naturą, jak również z nadziemskimi zwierzchnościami i władzami, z władcami tego świata ciemności.

3. W sprawie grzechu wierzących nasz Kościół Anglikański naśladuje, podobnie jak i w innych kwestiach. Kościół pierwotnego chrześcijaństwa, głosząc w IX Artykule Wiary: Grzech pierworodny (...) jest zepsuciem natury każdego człowieka, (...) przez co człowiek (...) ze swej natury jest skłonny do grzechu tak, że ciało pożąda przeciwko Duchowi. (...) To skażenie natury trwa więc nawet w tych, którzy są na nowo narodzeni, gdyż pożądliwość ciała (fronema sarkos), (...) nie podlega zakonowi Bożemu. A chociaż dla tych, którzy wierzą nie ma potępienia (...), to jednak pożądliwość ze swej natury ma charakter grzechu.

4. Treść tego Artykułu Wiary podzielają wszystkie inne tradycje chrześcijańskie: nie tylko Wschodnia i Rzymska, ale również wszystkie denominacje kościelne w Europie, które wywodzą się z Reformacji. W istocie niektóre z tych ostatnich wydają się zbyt radykalnie przedstawiać kwestię grzechu wierzących, gdyż opisując zepsucie serca, właściwie nie dopuszczają nad nim ich władzy, a raczej przeciwnie, głoszą, że serce nawet wierzącego trwa w niewoli zepsucia. W konsekwencji, zatarte właściwie zostaje rozróżnienie pomiędzy wierzącym i niewierzącym.

5. Dla uniknięcia tego skrajnego stanowiska w kwestii grzechu pierworodnego wierzących, wielu ludzi dobrej woli, w szczególności należących do ruchu pod kierunkiem niedawno zmarłego hrabiego Zinzendorfa, popadło w drugą skrajność, głosząc, że wszyscy prawdziwie wierzący są wybawieni nie tylko od władzy grzechu, ale także od istnienia grzechu zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego tak, że w rezultacie ustaje w nich jego trwanie. Pod wpływem tego właśnie poglądu, około dwadzieścia lat temu, wielu z naszych współwyznawców zaczęło głosić ten sam pogląd, że mianowicie w tych, którzy wierzą w Chrystusa, ustaje zepsucie natury.

6. Prawdą jest, że kiedy został stanowczo zakwestionowany pogląd Braci Morawskich na temat grzechu wierzących, wkrótce i oni, a w każdym razie wielu z nich, uznało, że grzech w istocie nadal trwał w ciele, ale nie w sercu wierzącego. Kiedy po jakimś czasie niedwuznacznie wykazano niedorzeczność tego stanowiska, ulegając argumentom zrezygnowali Bracia Morawscy ze swego pierwotnego poglądu, modyfikując go w ten sposób, że uznali, iż w tym, kto jest z Boga narodzony grzech nadal trwa, ale już więcej nie panuje.

7. Wielu Anglików, którzy albo bezpośrednio albo pośrednio przyjęli pierwotny pogląd Braci Morawskich na temat grzechu wierzących, nie dało się łatwo przekonać, że należy z nim się rozstać. Nawet kiedy większość z nich zrozumiała, że pierwotny pogląd Morawian jest całkowicie nie do przyjęcia, niektórzy nie pozwolili się przekonać i po dziś dzień go utrzymują.

II. 1. Dla dobra wszystkich tych, co żyją w bojaźni Bożej i pragną poznać prawdę, która jest w Jezusie, byłoby rzeczą pożyteczną ze spokojem i bez stronniczości rozważyć zagadnienie grzechu wierzących. Na użytek naszych rozważań zamiennie stosuję określenia: na nowo narodzony, usprawiedliwiony, czy wierzący. Co prawda, niezupełnie mają one to samo znaczenie, gdyż wyrażenie na nowo narodzony, w sposób konieczny, pociąga za sobą rzeczywistą przemianę wewnętrzną, termin usprawiedliwiony oznacza względną przemianę, z kolei pojęcie wierzący oznacza obecność zarówno rzeczywistej przemiany wewnętrznej, jak i owej przemiany względnej. Jednak, pomimo odmiennego sposobu, w jaki wszystkie te trzy terminy opisują przedmiot, odnoszą się one do jednego i tego samego zjawiska, ponieważ każdy, kto wierzy jest zarówno usprawiedliwiony jak i z Boga narodzony.

2. Przez grzech rozumiem tutaj grzech wewnętrzny, tzn. każdą grzeszną skłonność, pożądliwość czy namiętność jak np. pychę, egoizm, czy jakikolwiek przejaw miłości tego świata, tzn. żądzę, gniew czy też złość – krótko mówiąc, każdą dyspozycję przeciwną temu usposobieniu, które było w Chrystusie.

3. Rozważana tutaj kwestia nie dotyczy grzechu zewnętrznego, tzn. nie chodzi o pytanie, czy popełnia grzech dziecko Boże, czy nie. Niepodobna bowiem zaprzeczyć, że kto popełnia grzech, z diabła jest. Zgadzamy się również, iż kto z Boga się narodził, grzechu nie popełnia. Nie stawiamy także pytania, czy w dzieciach Bożych zawsze trwać będzie grzech wewnętrzny, ani też, czy w duszy trwać będzie grzech tak długo, jak trwa on w ciele. Ani też nie próbujemy tutaj rozważać kwestii, czy osoba usprawiedliwiona może na nowo popaść w grzech wewnętrzny, czy też zewnętrzny. Jest natomiast przedmiotem naszych refleksji to, czy ten, kto jest usprawiedliwiony, albo innymi słowy, nowo narodzony, z chwilą usprawiedliwienia wolny jest od wszelkiego grzechu? Czy w jego sercu więc nie ma grzechu? I czy nie jest tak, że odtąd nigdy więcej nie ma w nim grzechu, chyba że utraciłby łaskę Bożą?

4. Należy przyznać, że doświadczenie usprawiedliwienia jest w sposób niemożliwy do opisania wzniosłe i chwalebne. Ten, kto doświadcza usprawiedliwienia, narodził się na nowo nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga. Stał się dzieckiem Bożym, częścią Chrystusa, dziedzicem Królestwa Niebios. Pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzeże jego serca i myśli w Chrystusie Jezusie. Samo jego ciało jest świątynią Ducha Świętego i mieszkaniem Bożym w Duchu. Stworzony jest na nowo w Chrystusie Jezusie; jest obmyty i uświęcony. Jego serce jest oczyszczone przez wiarę; uniknął skażenia, jakie jest na tym świecie. Miłość Boża rozlana jest w sercu jego przez Ducha Świętego, który mu jest dany. O ile postępuje w miłości, co odtąd już zawsze zdolny jest czynić, czci Boga w Duchu i w prawdzie. Przykazań jego przestrzega i czyni to, co miłe jest przed obliczem Jego, tak więc usilnie stara się o to, aby wobec Boga i ludzi miał zawsze czyste sumienie. Odkąd tylko zostanie usprawiedliwiony, ma władzę zarówno nad grzechem zewnętrznym jak i wewnętrznym.

III. l. Czy nie został jednak człowiek na nowo narodzony uwolniony od wszelkiego grzechu tak, że grzechu nie ma już więcej w jego sercu? Na to pytanie twierdząco nie podobna odpowiedzieć. Odpowiedź twierdząca nie wydaje mi się możliwa ze względu na to, że odrzuca taką możliwość sam św. Paweł. Zwracając się bowiem do wierzących, tak opisuje ich kondycję: Gdyż ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału, a te są sobie przeciwne. Wypowiedź ta nie pozostawia żadnych dwuznaczności. Wprost bowiem potwierdza Apostoł, że nawet u wierzącego ciało tzn. zła natura sprzeciwia się duchowi, że nawet u nowo narodzonego działają dwie przeciwne sobie zasady.

2. Kiedy pisze Apostoł Paweł do wierzących w Koryncie, którzy poświęceni są w Chrystusie Jezusie, ponownie powiada: I ja, bracia, nie mogłem mówić do was jako do duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie... Jeszcze bowiem cieleśni jesteście. Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż cieleśni nie jesteście? Są to słowa, którymi zwraca się Apostoł do tych, co w sposób niezaprzeczalny są wierzącymi, nazywa ich przecież braćmi w Chrystusie, mimo to, jednak określa ich mianem cielesnych. Tym samym potwierdza Apostoł, że nadal jest wśród nich zazdrość tzn. złe usposobienie, wywołujące kłótnie, chociaż ani słowem nie wspomina, że owo złe usposobienie jest konsekwencją utraty przez nich wiary. Wprost przeciwnie, wyraźnie powiada Apostoł, że wiary nie utracili, gdyż gdyby w istocie ją utracili, nie byliby niemowlętami w Chrystusie. Co więcej, warto zwrócić uwagę, że mówi św. Paweł o byciu cielesnym i byciu niemowlęciem w Chrystusie jako o jednej i tej samej rzeczy, w ten sposób wyraźnie pokazując, że każdy wierzący jednocześnie jest w pewnym stopniu cielesny i zaledwie niemowlęciem w Chrystusie.

3. Niezwykłej doniosłości myśl, mianowicie, że w wierzących działają dwie przeciwne zasady tzn. zasada natury i łaski, ciała i ducha, jest wszechobecna zarówno w Listach Apostoła Pawła, jak i we wszystkich księgach Pisma Świętego. Wszystkie niemal wskazania i pouczenia w Piśmie Świętym zawarte opierają się na tym właśnie dualistycznym założeniu, zwracając uwagę na złe usposobienia i działania tych, co do których natchnieni autorzy Pisma Świętego przyznają mimo wszystko, że należą oni do grona ludzi wierzących. Dlatego wierzący są bezustannie wzywani do walki i pokonywania owych złych usposobień i działań przy pomocy właśnie wiary.

4. Któż może wątpić, że w aniele zboru w Efezie była wiara, kiedy powiedział do niego nasz Pan: Znam uczynki twoje i trud, i wytrwałość twoją...masz wytrwałość i cierpiałeś dla imienia mego, a nie ustałeś. Czy uznamy jednak, że w tym samym czasie w sercu jego nie było grzechu? Gdyby tak rzeczywiście było, Chrystus nie powiedziałby: mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą twoją miłość. Był to prawdziwy grzech, który widział Bóg w jego sercu. Z powodu tego właśnie grzechu jest anioł wezwany do upamiętania. Nie ma przy tym podstaw przypuszczać, że anioł w Efezie nie ma udziału w wierze.

5. Przecież anioł zboru w Pergamie również jest wezwany do upamiętania, z czego wynika, że nie jest wolny od grzechu, aczkolwiek nasz Pan wyraźnie powiada: nie zaparłeś się wiary we mnie. Z kolei do anioła zboru w Sardes Pan nasz powiada: utwierdź, co jeszcze pozostało, a co bliskie jest śmierci. Dobro, które pozostało, było bliskie śmierci, ale faktycznie nie było martwe. Tak więc nadal była iskra wiary nawet w aniele zboru w Sardes, który wezwany jest, by tej iskry strzegł.

6. Powtórzmy to raz jeszcze: kiedy Apostoł wzywa wierzących, aby oczyścili się od wszelkiej zmazy ciała i ducha, daje przez to do zrozumienia, że wierzący jeszcze nie oczyścili się od owej zmazy. Może ktoś na to powiedzieć, że przecież ten, kto trzyma się z dala od wszelkiego rodzaju zła, oczyszcza się tym samym od wszelkiej zmazy. Bynajmniej. Dla przykładu załóżmy, że ktoś mi złorzeczy, w rezultacie czego czuję się urażony, co jest zmazą ducha, ale ani słowem nie daję tego po sobie poznać. W tym wypadku trzymam się z dala od wszelkiego rodzaju zła, ale bynajmniej nie oczyszcza mnie to od zmazy ducha, której ze smutkiem doznaję.

7. Dlatego też pogląd, że ten, kto jest wierzący, nie ma ani grzechu, ani cielesnego usposobienia, ani skłonności do odstępstwa, jest nie tylko sprzeczny ze Słowem Bożym, ale również z doświadczeniem dzieci Bożych. Ci ostatni bowiem bezustannie maj ą naturalną skłonność do odstępstwa, zła, ucieczki przed Bogiem i pożądania rzeczy ziemskich. Ani na chwilę nie opuszcza ich trwające w sercu poczucie grzechu, pychy, egoizmu, niewiary, poczucie obecności grzechu we wszystkim, co mówią i robią, nawet w tym, co stanowi ich najlepsze uczynki i najświętsze powinności. Ale mimo to wiedzą, że z Boga są i ani przez moment w to nie wątpią. Czują bowiem, że Jego Duch wyraźnie świadczy wespół z duchem ich, że dziećmi Bożymi są. Radują się w Bogu, przez Chrystusa Jezusa, przez którego teraz dostąpili pojednania. Tak więc mają jednakowo silne przekonanie, że jest w nich grzech, i że Chrystus, nadzieja chwały, jest w nich.

8. Mógłby jednak ktoś zapytać: Czy mimo wszystko, w tym samym sercu, w którym jest grzech, może obecny być Chrystus? Niewątpliwie jest to możliwe, gdyż gdyby było inaczej, nigdy żadne serce nie mogłoby zostać ocalone od grzechu. A przecież gdzie jest dolegliwość, tam jest i lekarz:
Uzdrawiający nasze wnętrze,
Aż je zdoła oczyścić z grzechu.

Chrystus rzeczywiście nie jest w stanie panować tam, gdzie panuje grzech. Ani też nie zamieszka tam, gdzie wstęp wolny ma każdy grzech. Jest jednak Chrystus i mieszka w sercu każdego wierzącego, który przeciwstawia się wszelkiemu grzechowi, chociaż nie jest tak czysty, jak należy, aby obcować z tym, co święte.

9. Już wcześniej stwierdziliśmy, że doktryna przeciwna, mianowicie, że w tych, którzy wierzą, nie ma grzechu, jest w Kościele Chrystusowym całkowitą nowością, gdyż nigdy przedtem, w całej siedemnastowiecznej historii Kościoła, o niej nie słyszano, aż niedawno odkryta została przez hrabiego Zinzendorfa. Nie wydaje mi się, żebym napotkał o niej choćby najmniejszą wzmiankę czy to u jakiegoś starożytnego, czy też współczesnego autora, za wyjątkiem być może owych bezwstydnych i pretensjonalnych antynomian. Na przemian głoszą i odwołują oni pogląd, że grzech jest obecny w ciele, ale nie jest obecny w sercu. Każda jednak doktryna nowa musi być jednocześnie fałszywa, albowiem tylko religia starożytna jest jedynie prawdziwa, a żadna doktryna nie może być prawdziwa, jeśli nie jest identyczna z tą, która była od samego początku.

10. Przeciwko tej nowej, nie znajdującej oparcia w Piśmie Świętym doktrynie, przytoczyć można jeszcze jeden argument. Odwołuje się on do jej zgubnych konsekwencji. Załóżmy, że w tych, którzy wierzą, nie ma grzechu. Jeśli więc stwierdzi ktoś, że ogarnął go dzisiaj gniew, wynika z tego, że osoba ta nie ma wiary. Z kolei, jeśli powiedziałby ktoś: Wiem, że rada twoja jest dobra, ale moja wola jest jej przeciwna, czy z konieczności nie należy na to odpowiedzieć: Jesteś więc niewierzącym, nad którym ciąży gniew i klątwa Boża? Jakie są naturalne konsekwencje poglądu, iż w tych, którzy wierzą, nie ma grzechu? Jeśli dalby wiarę tym odpowiedziom ten, do którego są one zwrócone, duszę jego nie tylko by one zraniły i pogrążyły w udręce, ale prawdopodobnie również całkowicie unicestwiły, gdyż porzuciłby ufność swoją, która ma wielką zapłatę. A odrzuciwszy tarczę wiary, jak będzie w stanie zgasić wszystkie ogniste pociski złego? Jak będzie w stanie zwyciężyć świat? Zrozumienie tego, to zwycięstwo, które zwycięża świat, to wiara nasza. Stoi on bowiem bezbronny wśród wrogów, narażony na wszelkie możliwe ataki. Czy więc dziwić może to, że zostanie przez wrogów powalony, wzięty do niewoli, poddany całkowicie ich władzy, raz za razem zwyciężany przez zło, niezdolny już więcej do poznania dobra? Dlatego jest rzeczą całkowicie wykluczoną, żeby przyjąć za prawdziwe stwierdzenie, iż z chwilą usprawiedliwienia w wierzącym nie ma już grzechu. Jest rzeczą wykluczoną przyjście za prawdziwe tego twierdzenia, po pierwsze dlatego, że stoi ono w sprzeczności z wymową całego Pisma Świętego; po drugie, gdyż jest sprzeczne z doświadczeniem dzieci Bożych; po trzecie, gdyż jest ono zupełną nowością, o której do niedawna nikt nigdy nie słyszał; wreszcie dlatego, że niesie owo twierdzenie niezwykle zgubne konsekwencje, nie tylko wprawiając w udrękę tych, których Bóg nie doświadczył udręką, ale prowadząc ich na wieczną zatratę.

IV. l. Spróbujmy jednak z uwagą wysłuchać głównych argumentów tych, którzy podejmują się obrony tezy, że ci, którzy wierzą, nie mają grzechu. Tezę tę usiłują oni uzasadniać przede wszystkim w oparciu o Pismo Święte. Powiadają więc: Przecież Pismo Święte głosi, że każdy wierzący z Boga się narodził, jest czysty, święty, uświęcony, czystego serca, ma nowe serce i jest świątynią Ducha Świętego. Jak więc, rozumują, co się narodziło z ciała, ciałem jest, -jest niepodważalnie złe, tak to, co się narodziło z Ducha, duchem jest, i jest niepodważalnie dobre. A jest rzeczą niemożliwą, żeby ten sam człowiek był jednocześnie czysty, uświęcony i święty oraz nieczysty, pozbawiony uświęcenia, i nieświęty. Nie może przecież być jednocześnie czysty i nieczysty, czy też mieć jednocześnie serce nowe i stare. Nie podobna też, by jego dusza była nieświęta, a jednocześnie była świątynią Ducha Świętego. Stanowisko tych, co uważają, że ci, którzy wierzą, nie mają grzechu sformułowałem szczególnie wyraźnie, aby jego istota mogła okazać się w pełni zrozumiała. Krok po kroku rozważmy teraz cały ich argument. Po pierwsze, zastanówmy się więc nad stwierdzeniem, że co się narodziło z Ducha, duchem jest, jest więc niepodważalnie dobre. Zgadzam się z przytoczonym wersetem Pisma Świętego, ale nie zgadzam się z następującym po nim komentarzem. Cytowany tekst Pisma nie głosi nic ponad to, że każdy, kto narodził się z Ducha jest człowiekiem duchowym. Jest człowiekiem duchowym; i może nim być nie będąc wcale w pełni duchowy. Chrześcijanie w Koryncie bowiem byli ludźmi duchowymi; inaczej w ogóle nie byliby chrześcijanami. Mimo to jednak nie byli w pełni duchowi, gdyż nadal byli częściowo cieleśni. Wypadli bowiem z łaski. Powiada Apostoł Paweł: nawet wtedy byli niemowlętami w Chrystusie. Po drugie, rozważmy tezę, że przecież człowiek nie może być czysty, uświęcony, święty, a jednocześnie nieczysty, pozbawiony uświęcenia i nieświęty. Odpowiem na to: w rzeczy samej może. Tacy właśnie byli Koryntianie. Powiada bowiem Apostoł: jesteście obmyci, jesteście uświęceni; jesteście bowiem oczyszczeni od cudzołóstwa, bałwochwalstwa i pijaństwa, i wszelkiego innego grzechu. Ale przecież jednocześnie w innym sensie tego słowa, pozostawali Koryntianie nieuświęceni, gdyż pozostawali nieobmyci, nieoczyszczeni wewnętrznie od zazdrości, zawiści i stronniczości. Oponent nadal może jednak twierdzić: Z pewnością nie jest rzeczą możliwą, żeby jednocześnie mieli serce nowe i stare. Odpowiem na to: owszem, jak najbardziej mieli, gdyż właśnie w tym samym czasie ich serca były prawdziwie, choć nie całkowicie, odnowione. Ich cielesny umysł przybity został do krzyża, ale mimo wszystko nie został unicestwiony. Oponent mógłby jednak zapytać: Czyżby było rzeczą możliwą, żeby trwali w tym, co nieświęte, pozostając jednocześnie świątynią Ducha Świętego? Jak najbardziej tak. To, że byli świątynią Ducha Świętego jest pewne. Jednakowo jest też pewne, że byli oni do pewnego stopnia, cieleśni, tzn. pozbawieni świętości.

2. Nasz oponent jednak nadal może argumentować: Mimo wszystko jest werset 2 Listu do Koryntian 5,17, który w sposób decydujący rozstrzyga kwestię grzechu wierzących: Jeśli ktoś (wierzący) jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. Z pewnością nikt nie może jednocześnie być nowym i starym stworzeniem. Moja odpowiedź na to jest następująca: owszem, może, gdyż może człowiek być stworzeniem częściowo odnowionym, co właśnie miało miejsce w przypadku Koryntian. Byli Koryntianie bez wątpienia odnowieni w duchu umysłu swego, w innym wypadku bowiem nie mogliby być, jak to określił Apostoł Paweł, niemowlętami w Chrystusie. A jednak nie w pełni mieli to usposobienie, które było w Chrystusie, gdyż trwała w nich nadal wzajemna zawiść. Nasz oponent może jeszcze odwołać się do słów: stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. Moja odpowiedź jest taka, że słów Apostoła interpretować nie powinniśmy w ten sposób, żeby były one same ze sobą sprzeczne. Jeśli celem interpretacji słów Apostoła jest ujawnienie ich spójności wewnętrznej, ich sens w sposób jasny przedstawia się następująco: wierzącego stare poglądy (dotyczące usprawiedliwienia, świętości, szczęścia, czy też w ogóle spraw Boga) już przeminęły; podobnie przeminęły jego stare pragnienia, dążenia, uczucia, usposobienia i stosunki z innymi ludźmi. Wszystkie one niepodważalnie stały się nowe, ulegając wielkiej przemianie w stosunku do tego, czym poprzednio były. I chociaż są one nowe, to jednak nie całkiem są one nowe. Nadal bowiem ze smutkiem i wstydem odczuwa wierzący pozostałości starego człowieka, zbyt wyraźne znamiona minionych usposobień i uczuć, które są właśnie owym prawem w jego ciele, które często walczy z prawem uznanym przez rozum, chociaż, o ile tylko trwa wierzący w modlitwie, to pierwsze prawo nad tym ostatnim żadnej przewagi uzyskać nie jest w stanie.

3. Cały ten argument sprowadzający się w gruncie rzeczy do twierdzenia:
Jeśli wierzący jest czysty, to jest czysty, albo jeśli wierzący jest święty, to jest święty (można by go zresztą z łatwością w nieskończoność powielać) w rzeczy samej jest nie lepszy niż zwykła gra słów. Jest bowiem fałszem w sensie logicznym rozumować o tym, co ogólne na podstawie tego, co cząstkowe, albo innymi słowy wyprowadzać wniosek ogólny w oparciu o przesłanki odnoszące się do tego, co cząstkowe. Jeśli bowiem nadać pełne sformułowanie postawionemu wyżej twierdzeniu, brzmiałoby ono: Jeśli wierzący w tym, co cząstkowe jest święty, to całkowicie jest on święty. Pomiędzy poprzednikiem i następnikiem tego zdania warunkowego nie ma koniecznego związku wynikania, gdyż każde niemowlę w Chrystusie jest święte, ale niecałkowicie jest święte. Jest wierzący wybawiony od grzechu, ale niezupełnie, ponieważ nadal trwa w nim grzech, chociaż już więcej w nim nie panuje. Jeśli wydaje ci się, że w wierzących grzechu nie ma (a wydaje ci się, że nie ma grzechu przynajmniej wśród niemowląt, niezależnie od tego, jak pod tym względem rzeczy się mają z ludźmi młodymi i rodzicami), z pewnością nie wziąłeś pod uwagę wysokości i głębokości, długości i szerokości prawa Bożego, mianowicie prawa miłości przedstawionego przez św. Pawła w 13 rozdziale Listu do Koryntian. Nie wziąłeś również pod uwagę, że każda anomia, tzn. przestępstwo czy też odstępstwo od zakonu jest grzechem. Zapytajmy więc, czy w sercu i życiu wierzącego nie ma właśnie przestępstwa, czy też odstępstwa od prawa Bożego? Jaki charakter ma owo odstępstwo w przypadku dorosłego chrześcijanina -jest inną kwestią. Jak dalece musi jednak brakować znajomości natury ludzkiej komuś, kto wyobraża sobie, że obce jest odstępstwo takie każdemu niemowlęciu w Chrystusie!

4. Powie dalej nasz oponent, że Wierzący postępują według Ducha, i Duch Boży mieszka w nich. Dlatego wybawieni są od winy i mocy, albo inaczej mówiąc, od istnienia grzechu. Odpowiadając na ten argument należy zwrócić uwagę, że pojęcia: winy, mocy i istnienia grzechu razem tutaj wymienione są tak, jak gdyby były jednym i tym samym. Nic bardziej błędnego: rzeczą jedną jest wina, rzeczą inną moc, a jeszcze inną istnienie. Zgodzimy się, że wierzący wybawieni są od winy i mocy grzechu, ale że wybawieni są od istnienia grzechu - na to zgodzić się nie podobna. Ani też twierdzenia takiego nie sposób wywieść z przytaczanych wersetów Pisma Świętego. Duch Boży może mieszkać w człowieku, on sam może postępować według Ducha, ale mimo to nadal odczuwa ciało pożądające przeciwko Duchowi.

5. Powie z kolei nasz oponent, że Kościół jest ciałem Chrystusa. Konsekwencją tego twierdzenia jest to, iż jego członki są obmyte z wszelkiej nieczystości; jeśli tak nie jest, nieuchronnie wynika z tego, że Chrystus i Belial są wcieleni w siebie nawzajem. Stanowczo trzeba temu rozumowaniu zaprzeczyć. Z tego bowiem, że ci, którzy są mistycznym ciałem Chrystusa i nadal odczuwają ciało pożądające przeciwko Duchowi, nie wynika, iż Chrystus ma jakikolwiek związek z diabłem czy też z grzechem, któremu On sam umożliwia stawianie czoła i zwycięstwo.

6. Następnym argumentem naszego oponenta jest to, że powiedziano przecież o chrześcijanach, iż przychodzą do niebiańskiego Jeruzalem, gdzie nie wejdzie nic nieczystego. Owszem powiedziano o nich także, że przychodzą do niezliczonej rzeszy aniołów i do duchów ludzi sprawiedliwych, którzy osiągnęli doskonałość tzn.:
Jest w zgodzie cała ziemia i niebo,
Jest wszystko Jego wielką rodziną.
Są oni zarówno święci jak i bez zmazy, kiedy postępują według Ducha, aczkolwiek odczuwają i drugą zasadę, która jest przeciwna tamtej.

7. Powie jeszcze nasz oponent, że przecież chrześcijanie są pojednani z Bogiem. Byłoby to rzeczą niemożliwą, gdyby choćby cząstka cielesnego umysłu nadal trwała, gdyż jest on wrogi Bogu. Dlatego w żaden inny sposób nie może nastąpić pojednanie, jak tylko przez całkowite unicestwienie cielesnego umysłu. W odpowiedzi trzeba zwrócić uwagę na to, że owszem, jesteśmy pojednani z Bogiem, ale przez krew jego krzyża. Tym samym fronema sarkos, tzn. pożądliwość ciała, tożsama z zepsuciem naszej natury, która jest wroga Bogu, jest rzucona pod stopy nasze, w rezultacie ciało już więcej nie ma nad nami władzy. Trzeba jednak podkreślić, że nadal istnieje w nas ów umysł cielesny, i nadal leży w jego naturze wrogość wobec Boga i pożądliwość przeciwko Duchowi.

8. Kontynuuje nasz oponent: Przecież ci, którzy należą do Chrystusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami. Owszem, tak; ale nadal pozostaje w nich ciało i często próbują porzucić krzyż. Nie dając jednak za wygraną powie oponent: ale przecież zwlekli oni z siebie starego człowieka wraz z uczynkami jego. Owszem, tak; i w tym sensie, jaki powyżej przedstawiliśmy, stare przeminęło; oto wszystko stało się nowe. Na potwierdzenie tej właśnie myśli można by przytoczyć niezliczoną ilość wersetów Pisma Świętego - wszystkie one świadczyć będą o tym samym. Na to odpowie nasz oponent: „Rzecz sprowadza się jednak do tego, że Chrystus wydal za Kościół samego siebie, aby... był Kościół bez zmazy i bez skazy". Bez wątpienia tak, ale w czasach ostatecznych, gdyż od samego początku, aż po dziś dzień, nigdy jeszcze Kościół taki nie był.

9. Będzie dalej nasz oponent twierdził: Odwołajmy się jednak do doświadczenia. Wszyscy bowiem usprawiedliwieni doznają w chwili usprawiedliwienia całkowitej wolności od wszelkiego grzechu. W to wątpię; ale nawet jeśli tak jest, czy doznają całkowitej wolności od wszelkiego grzechu kiedykolwiek potem? Jeśli nie doznają, argument naszego oponenta jest pozorny. Broniąc się, może jeszcze oponent powiedzieć: Jeśli człowiek usprawiedliwiony nie doznaje całkowitej wolności od grzechu kiedykolwiek później, jest to tylko jego własna wina. Odpowiem: należałoby to jeszcze tylko przekonywająco udowodnić.

10. Może więc oponent zapytać: Jeśli w wierzącym jest grzech, to czy w naturze rzeczy leży to, żeby była w człowieku pycha, a jednocześnie nie był pyszny on sam ? Czy jest możliwe, żeby nosił w sobie złość, a mimo to sam nie był rozzłoszczony? Oto moja odpowiedź: człowiek może doznawać uczucia pychy tzn. pod pewnymi względami może wyobrażać sobie na swój temat więcej niż powinien, w rezultacie będzie pyszny pod tymi względami, ale mimo to może nie być człowiekiem pysznym, jeśli chodzi o całość swego charakteru. Jest również rzeczą możliwą, że ogarnie go złość czy gniew, może mieć nawet przemożną skłonność do wręcz wściekłości, ale jednocześnie tym złym uczuciom i skłonnościom nie ulegnie. Zapyta dalej oponent: Ale czy może w tym samym sercu być gniew i pycha, jeśli odczuwana jest w nim tylko łagodność i pokora? Odpowiadam: Z pewnością nie; ale pewna doza pychy i gniewu jednocześnie może być obecna w tym samym, w którym jest wiele pokory i łagodności. Oto co dalej ma do powiedzenia nasz oponent: Nie wystarczy powiedzieć, że są owe złe usposobienia, ale nie panują, gdyż nie jest rzeczą możliwą, żeby w jakimkolwiek stopniu i jakiegokolwiek rodzaju grzech istniał tam, gdzie w istocie nie panuje. Wina i moc bowiem są cechami konstytutywnymi grzechu tzn., bez nich w ogóle o grzechu niepodobna mówić. Dlatego, jeśli tylko jedna cecha konstytutywna grzechu się pojawi, z konieczności pojawiają się i wszystkie pozostałe. Muszę przyznać, że jest ten argument doprawdy dziwny! Czy naprawdę nie jest możliwe, żeby w jakimkolwiek stopniu i jakiegokolwiek rodzaju grzech istniał tam, gdzie w istocie nie panuje? Twierdzenie to stoi w całkowitej sprzeczności z całością doświadczenia, świadectwa Pisma Świętego i zdrowego rozsądku. Poczucie urazy w odpowiedzi na obraźliwe słowa czy zachowanie jest grzechem. Jest to bowiem anomia, tzn. przestępstwo albo odstępstwo od zakonu miłości. Po tysiąckroć było to moim udziałem. Mimo to poczucie urazy we mnie nie panuje. Rozważmy kolejny punkt argumentu oponenta: Wina i moc są cechami konstytutywnymi grzechu; dlatego jeśli tylko jedna cecha konstytutywna grzechu się pojawi, pojawią się i wszystkie pozostałe. Z pewnością nie. W przykładzie, który mamy przed sobą, jeśli poczuciu urazy, które odczuwam, ani na chwilę nie ulegnę, w ogóle nie ma miejsca poczucie winy ani nie ma mowy o potępieniu Bożym z tego właśnie powodu. Nie ma tym samym uraza mocy; chociaż pożąda ona przeciwko Duchowi, to jednak nie uzyskuje przewagi. Dlatego, tak w tym przypadku, jak i w niezliczonych innych sytuacjach życia ma miejsce grzech, pozbawiony jednak tak poczucia winy, jak i mocy.

11. Oponent może kontynuować polemikę twierdząc, że przecież domniemany grzech wierzącego pociąga za sobą daleko idące, trudne do zaakceptowania i wręcz zniechęcające konsekwencje praktyczne. W sposób konieczny bowiem wiąże się z nim walka z mocami, które przechwytują kontrolę nad naszymi siłami, uzurpują sobie prawo do władzy nad naszym sercem i prowadzą bezustanną wojnę przeciwko naszemu Odkupicielowi. Takie postawienie kwestii -odpowiem - jest w rzeczy samej fałszywe. Domniemany grzech w nas samych bynajmniej w sposób konieczny nie pociąga za sobą przechwytywania kontroli nad naszymi siłami; w każdym razie nie bardziej niż człowiek ukrzyżowany przechwytuje kontrolę nad tymi, co go krzyżują. W równie niewielkim stopniu domniemany grzech w nas samych rości sobie prawo do władzy nad naszym sercem. Uzurpator jest bowiem zdetronizowany. Nadal faktycznie pozostaje tam, gdzie niegdyś panował, ale został zakuty w kajdany. W pewnym sensie nadal prowadzi wojnę, ale coraz bardziej opada z sił, podczas gdy wierzący coraz sil¬niejszy kroczy od jednego zwycięstwa do drugiego.

12. Nasz oponent wysuwa kolejny argument: Nie satysfakcjonuje mnie jednak taka odpowiedź. Ten bowiem, kto ma w sobie grzech, jest jego niewolnikiem. Dlatego ten, którego wyobrażasz sobie usprawiedliwionym, faktycznie pozostaje niewolnikiem grzechu. Jeśli więc dopuszczasz, żeby ci, co są usprawiedliwieni, jednocześnie mieli w sobie pychę, gniew i niewiarę; więcej, jeśli trwasz w przekonaniu, że wszystkie te grzechy, przynajmniej przez czas jakiś, są udziałem wszystkich, co zostali usprawiedliwieni - czy dziwić może fakt, iż mamy tylu pysznych, gniewnych i niewierzących wierzących! Odpowiadam na to w sposób następu¬jący: Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek usprawiedliwiony był niewolnikiem grzechu. Niemniej jednak jestem przekonany, że grzech trwa (przynajmniej przez czas jakiś) we wszystkich, którzy zostali usprawiedliwieni. Spodziewana replika oponenta może być następująca: Ale jeśli grzech trwa w wierzącym, jest on człowiekiem grzesznym: jeśli na przykład trwa w nim pycha, jest on człowiekiem pysznym; jeśli trwa w nim egoizm, jest on człowiekiem egoistycznym; jeśli z kolei trwa w nim niewiara, jest on niewierzący, tym samym jest on całkowicie niewierzący. W jaki więc sposób różni się on od niewierzących tzn. od tych, którzy na nowo się nie narodzili. Według mnie jest to jedynie gra stów, która znaczy ni mniej, ni więcej tylko: Jeśli jest w wierzącym grzech, pycha i egoizm, to jest w nim grzech, pycha i egoizm. Zdaniu temu w istocie nie podobna zaprzeczyć. W tym sensie więc, są wierzący pyszni czy też egoistyczni. Nie są wierzący jednak pyszni czy egoistyczni w tym samym sensie, w jakim są niewierzący tzn. nie kierują się pychą czy egoizmem, czym właśnie różnią się od ludzi, którzy na nowo się nie narodzili. Ci ostatni są posłuszni grzechowi, podczas gdy wierzący grzechowi posłuszni nie są. Ciało jest udziałem i jednych i drugich, ale niewierzący postępuj ą według ciała, wierzący zaś według Ducha. Może jednak oponent zapytać: Jak jest możliwe, żeby w wierzącym była niewiara? Pojęcie niewiary ma dwa znaczenia: znaczy albo brak wiary, albo małą wiarę tzn. albo brak wiary, albo jej słabość. W poprzednim tego słowa znaczeniu niewiara w wierzącym obecna nie jest, w tym ostatnim znaczeniu niewiara jest obecna u wszystkich niemowląt. Ich wiara bowiem zwykle jest połączona z zwątpieniem i obawą tzn. z niewiarą w tym ostatnim znaczeniu. Nasz Pan powiada: Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni. Albo w innym miejscu Ewangelii: O małowierny, czemu zwątpiłeś? Zauważmy, w tych właśnie wersetach Pisma w wierzących była niewiara tzn. mała wiara i dużo niewiary.

13. Ostatni wreszcie argument naszego oponenta jest ten, że twierdzenie, iż grzech trwa w wierzącym, mimo że znajduje on upodobanie Boże, z pewnością zachęca ludzi do grzechu. Jeśli tylko twierdzenie zostanie właściwie zrozumiane, nie wydaje mi się, żeby wynikała z niego taka konsekwencja. Może człowiek cieszyć się upodobaniem Bożym, a mimo to mieć poczucie grzechu; z drugiej jednak strony nie może cieszyć się upodobaniem Bożym, jeśli grzechowi ulega. Doznanie poczucia grzechu nie niweczy upodobania Bożego; tym, co je niweczy jest uleganie grzechowi. Chociaż ciało w tobie pożąda przeciwko Duchowi, możesz nadal pozostawać dzieckiem Bożym. Jeśli jednak postępujesz według ciała, jesteś dzieckiem diabła. Dlatego twierdzenie, iż grzech trwa w wierzącym, bynajmniej nie zachęca do posłuszeństwa grzechowi, ale, przeciwnie, do zdecydowanego stawiania mu czoła.

V. l. Jeśliby pokusić się o podsumowanie naszych rozważań, należałoby w pierwszym rzędzie powiedzieć, że w każdym człowieku, nawet po doświadczeniu usprawiedliwienia, obecne są dwie przeciwne sobie zasady, mianowicie natura i łaska, określane przez św. Pawła jako odpowiednio ciało i duch. Dlatego, mimo, że nawet niemowlęta w Chrystusie są uświęcone, to uświęcone są zaledwie częściowo. W pewnym stopniu, zależnie od głębi swojej wiary, są wierzący duchowi, aczkolwiek w pewnym stopniu są również cieleśni. Dlatego są wierzący bezustannie wzywani do czujności wobec ciała, jak również tego świata i diabła. Dualizm ciała i ducha pozostaje w zgodzie z niezmiennym doświadczeniem dzieci Bożych. Podczas gdy doznają oni w sobie świadectwa dziecięctwa Bożego, jednocześnie odczuwają, iż nie całkiem ich wola powolna jest woli Bożej. Wiedzą, że w Bogu trwają, a jednak ich serce gotowe jest Go opuścić, ma bowiem serce w wielu wypadkach skłonność do zła i cofania się przed tym, co dobre. Nauczanie przeciwne temu jest niedawną nowinką, o której nie słyszano w Kościele Chrystusa od czasu jego przyjścia na świat do czasów hrabiego Zinzendorfa. Jak najbardziej zgubne są konsekwencje wypływające z jego nauczania, gdyż udaremnia ono wszelką czujność wobec naszej złej natury, przeciw Dalili, o której niebezpieczeństwie mówi się nam, że już minęło, chociaż sama Dalila spoczywa wprost na naszym łonie. Nauczanie hrabiego Zinzendorfa wytrąca tarczę słabym w wierze, pozbawia ich wiary i zostawia ich oko w oko z wszelkimi niebezpieczeństwami tego świata, ciała i diabła.

2. Z całą mocą trwajmy więc w prawdziwej nauce raz na zawsze przekazanej świętym, a przez nich w słowie pisanym przekazanej wszystkim następnym pokoleniom. Głosi ona, że chociaż z chwilą, kiedy prawdziwie uwierzymy w Chrystusa jesteśmy odnowieni, obmyci, oczyszczeni i uświęceni, to jednak nie w pełni jesteśmy wtedy odnowieni, obmyci i oczyszczeni, gdyż ciało tzn. nasza zła natura, choć uległa, nadal trwa i walczy przeciwko Duchowi. Tym bardziej więc dołóżmy wszelkich starań, by stoczyć dobry bój wiary. Z tym większym oddaniem czuwajmy i módlmy się w obliczu wroga, który w nas mieszka. Bądźmy tym ostrożniejsi i przywdziejmy całą zbroję Bożą, abyśmy walcząc zarówno z ciałem i krwią, ze zwierzchnościami i władcami oraz ze złymi duchami w okręgach niebieskich, mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się.

(Jan Wesley, „Poucz mnie o tym czego nie wiem. Zbiór kazań”, Warszawa, 2001; Prawa autorskie Wydawnictwo Pielgrzym Polski, ul. Mokotowska 12, 00-561 Warszawa.)